9/30/2012

3 rozdział

Z perspektywy Jenny w tle
-Nie wiem, po co ją tutaj zaprosiłaś- powiedział Zayn, który siedział wraz z Niallem na podłodze. Oboje zawzięcie grali w „Fifa 2012”, która moim zdaniem nie jest żadną wspaniałą grą. Mój brat zwracając się w moim kierunku miał oczywiście namyśli Lolę, do której jeszcze się nie przyzwyczaił. Ciągłe przekonywanie go, że jest ona osobą wartą poznania nic nie dają, gdyż Zayn cały czas upiera się przy swoim.
-Może zaprosiłam ją dlatego, że jest moją przyjaciółką- odpowiedziałam leżąc na kanapie, z głową spuszczoną w dół. Często gdy się nudziłam siadałam w dziwnych pozycjach co zazwyczaj rozbawiało moich znajomych, którzy nie wiedzieli, że istnieją w ogóle takie pozycje.
-Jak możesz nazywać kogoś swoją przyjaciółką po niecałych czterech dniach znajomości- dodał mój brat, który z całej siły przyciskał jakieś kolorowe guziczki na kontrolerze.
-Kurwa mać!- krzyknął Niall, któremu Zayn strzelił bramkę. Zaczęłam się śmiać, na co blondyn zareagował złowrogim spojrzeniem.
-To się nie liczy! Zamyśliłem się- zwrócił się do swojego przeciwnika, który w dupie miał jego słowa. Niall zauważył, że Zayn nie zwraca na niego uwagi, więc postanowił zatrzymać grę.
-Ej! Mieliśmy grać- powiedział Malik, który wreszcie spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela.- A tak na marginesie Jenny, pamiętasz przecież jak skończyła się twoja ostatnia „przyjaźń” z Ericką- dodał. Erica
Bloom jest lub można powiedzieć była dwulicową dziewczyną, która dzięki przyjaźni ze mną chciała dostać się do szkolnej elity. Mogę szczerze powiedzieć, że polubiłam ją i była ona dla mnie ważną osobą. Robiłyśmy sobie dużo wspólnych i śmiesznych zdjęć, które cały czas wstawiałyśmy na twittera lub instagram. Jednak wszystko zmieniło się wtedy gdy ona wykrzyczała mi w twarz co o mnie sądzi. Wyzywała mnie od głupiej, niedojrzałej dziewczyny, która bez pomocy brata nic w życiu by nie osiągnęła. Zaynowi i reszcie nie spodobało się to więc jej życie społeczne w Mount Carmel High School zostało zniszczone. Wszyscy odwrócili się od niej i można powiedzieć, że stała się odludkiem. Erice niezbyt spodobało się to, więc postanowiła ona opuścić Chicago i wyjechać do Anglii, gdzie mieszkał jej ojciec, który przed kilkoma latami rozwiódł się z jej mamą. Przez moment zastanawiałam się czy przypadkiem sprzątaczka Loli nie jest w jakikolwiek sposób spokrewniona z Ericą, gdyż obie miały takie samo nazwisko. Ale jest to jedno z częstszych nazwisk i wątpię, by miały one ze sobą jakieś pokrewieństwo.
-Z nią to była inna historia. Lola nie jest taka jak ona. Na pewno by mnie nie oszukiwała. Jest szczerą osobą i przeszkadza ci w niej to, że ma własne zdanie i potrafi się z tobą kłócić- odpowiedziałam, uciekając myślami od farbowanej na blond dziewczyny, z którą kiedyś się przyjaźniłam. Najgorsze w tym wszystkim było to, że osoby ze szkoły często udawały, że przyjaźnią się ze mną. Powód? Oczywiście każdy powinien się domyśleć. Sława. Większości uczniów Mount Carmel High School interesowała się tylko tym. By
przynależeć do elity i być rozpoznawalnym. Powinni oni jednak wiedzieć, że to nie jest tak wspaniałe jak się wydaje. Przynajmniej ja mam takie zdanie. Czasami wolałabym być zwykłą, szarą dziewczyną. Wszystko jest o wiele przyjemniejsze niż to, że co druga osoba wykorzystuje moją naiwność. Za każdym razem obiecuje sobie, że będzie inaczej, ale tak nie jest. Daję się nabrać na ich miłe słówka. Nie tylko dziewczyny udają moje przyjaciółki. Chłopcy także podszywają się pod moich dobrych kolegów. Jednak Zayn i reszta szybko ich rozszyfrowują. Tylko ja jestem na tyle głupia, by uwierzyć w te ich wspaniałe historyjki o prawdziwej i szczerej przyjaźni.
-Ja lubię Lolę. Tak samo reszta. Tylko tobie Zayn ona przeszkadza. A może po prostu się w niej
zakochałeś?- zaśmiał się i zażartował sobie z mojego brata Niall, który poprawiał właśnie podwinięty rękaw
swojej białej, obcisłej koszulki. Do tego dobrane miał granatowe rurki i białe Nike’i. Zayn zdziwiony spojrzał na niego i z niedowierzeniem zapytał:
-Serio to powiedziałeś? Już naprawdę wolałbym ponownie być z Eleanor- dodał, gdy ja położyłam swoją głowę na indyjskich poduszkach mamy. Dwa miesiące przed związaniem się Calder i Tomlinsona, mój brat był z brązowowłosą na okres około trzech tygodni. Jednak gdy okazało się, że zdradza go z jakimś chłopakiem który ma na imię Ken, Zayn zerwał z nią i chciał nawet by opuściła ona elitę. Lecz wstawił się za nią Louis, który powiedział coś w stylu: „Ludziom trzeba wybaczać takie rzeczy. Zdarzyło się i tyle”. Mojemu bratu tak naprawdę było to obojętne, gdyż nie był w niej zakochany. Była ona tylko jego odskocznią od szarej codzienności. Zdenerwował się jedynie dlatego, że zrobiła z niego frajera. Pozwolił jej zostać w grupie i jak się okazało kilkanaście dni później Eleanor zaczęła być z Louisem. Niezbyt się zdziwiłam, gdyż przeczuwałam, że kiedyś oni się zejdą. Czy życzę im szczęścia? Tak jak większość osób nie za bardzo. Powód? Eleanor nie pasuje do Lou. On jest wiecznie uśmiechniętą osobą, która lubi sobie z czegoś lub kogoś drwić. Ona jest damulką, która zapatrzona jest w modę. Wiem, że nie powinnam jej obrażać, gdyż jest moją „przyjaciółką”, ale taka jest prawda.
-Co kto woli. Ja tylko wyraziłem swoje zdanie- powiedział Niall, a ja chcąc zmienić jakoś temat spytałam:
-A gdzie Liam, Louis i Harry? Zawsze robiliście sobie turnieje w „Fifę”, czyżby niektórzy choć trochę dojrzeli?
-Hahaha śmieszne- stwierdził Zayn.- Liam jest z Danielle na randce. Louis z Eleanor na zakupach, a Harry na treningu.
-Z twoim chłopcem- dodał z uśmiechem na ustach Niall. Zmarszczyłam lekko brwi, ponieważ nie rozumiałam o co chodzi farbowanemu na blond chłopakowi.
-Co masz na myśli? Z Nickiem się tylko koleguję. Czasami spotkam się z nim na mieście, by dać mu korepetycje.
-Yhy, korepetycje. Tak to się teraz nazywa- powiedział Niall lekko w ramię szturchając Zayna. Oboje śmiali się z tego, a ja miałam wielką ochotę krzyknąć, że jesteśmy tylko znajomymi i nic poza tym nas nie łączy. Jednak mój przyjaciel i brat mają swoje głupie teorie i nic tego nie zmieni. Zayn, który w domu siedział z białym fullcapem Vans, zdjął go na chwilę i poprawił swoje czarne włosy. Po sekundzie na nowo włożył go na głowę. Do tego dopasowany miał biały T-shirt z napisem „Fuck You. Have a Nice Day!”, czarne, obcisłe
 rurki i czerwono-białe Air Maxy. Uwielbia te buty i ma ich tyle par, że mało kto by się ich doliczył.
-Idę się napić- stwierdziłam wstając w kanapy. Gdy szłam w kierunku kuchni mój brat krzyknął:
-Przynieś nam coś!
-Chyba śnisz- odpowiedziałam sobie pod nosem. Na prawo od salonu znajdowało się wejście do nowoczesnej kuchni, która jest w odcieniach bieli i brązu. Nie wyróżnia się ona niczym szczególnym, piekarnik, szafki, ekspres do kawy, półka z książkami kucharskimi, mini barek. No i oczywiście stół dla sześciu osób, gdzie wspólnie spożywaliśmy czasami jakieś posiłki. Zwykle mamy i taty nie ma w domu. Oboje są zbyt zaangażowani w  swoją pracą. Ojciec zajęty był pracą w hotelu. Nawet gdy bywa w domu co chwilę ktoś do niego dzwoni, by zarezerwować pokój lub stolik w restauracji, która znajduje się także w owym hotelu. W ogóle nie rozstaje się ze swoim laptopem. Mama także zajęta jest prowadzeniem swojego butiku. Ciągłe telefony w sprawach dostaw i nowych kolekcji nie dają jej spokoju. Jedynie na wieczór to wszystko na trochę uspokaja się. Tylko wtedy możemy na spokojnie ze sobą porozmawiać. Sądzę, że z Zaynem mamy dobre kontakty z rodzicami. Zazwyczaj szczerze ze sobą rozmawiamy, na każdy możliwy nam temat. Jednak jest jedna rzecz o której
chyba nigdy w życiu nie wspominaliśmy. Na myśli mam oczywiście moich prawdziwych rodziców. Nigdy nie poruszałam tego tematu i jak na razie mi do tego nie śpieszno. Z lodówki wyjęłam niegazowaną wodę dla siebie i colę dla Nialla i Zayna i przed opuszczeniem kuchni przejrzałam się w piekarniku. Moje włosy były w nieładzie, ale po chwili ułożyłam je. Dzisiejszego dnia ubrana byłam w koszulkę z napisem „Lucky”, czarne
ażurowe szorty Paco Rabanne i kremowe, krótkie conversy. Mimo, że mamy dopiero początek marca, to w Chicago jest bardzo ciepło. Mam nadzieję, że taka pogoda utrzyma się przez dłuższy czas, gdyż zbytnio nie przepadam za deszczem. Wróciłam do salonu i podałam Zaynowi napój. Niall, który mi się przyglądał spowodował, że na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Czasami mam ochotę powiedzieć mu, że coś do niego czuję, i że jest dla mnie bardzo ważny. Jednak mój brat mi tego odradza. Za każdym razem gdy rozmawiamy o Niallu i moich uczuciach do niego, Zayn mówi, że nie chce bym z nim była i że on nie zasługuje na mnie. Ale co jeśli to tylko jego głupie uprzedzenia? Może Horan czuje to co ja? Bo przecież człowiek w najmniej oczekiwanym momencie uświadamia sobie, że osoba, którą zna od trzech dni, czterech miesięcy czy dziewięciu lat okazuje się miłością jego życia. I tak właśnie było ze mną. Pewnego dnia, gdy miałam szesnaście lat postanowiłam pójść odwiedzić Nialla. Od najmłodszych lat przychodzimy do siebie bez jakiejkolwiek zapowiedzi. Jego rodzice jak i moi opiekunowie są przyzwyczajeni do niespodziewanych wizyt, któregokolwiek z nas. Mama Horana, na którą mówię ciociu wpuściła mnie do ich domu i powiedziała, że Niall jest u siebie. Gdy stałam przed jego drzwiami słyszałam dźwięk gitary na której mój przyjaciel umie grać oraz jego anielski śpiew. „Jeśli będę głośniejszy, zobaczysz mnie? Ułożysz się w mych ramionach i uratujesz? Jesteśmy tacy sami, możesz mnie uratować. Gdy odejdziesz to uczucie znów zniknie.”. Fragment jego własnego utworu siedzi w mojej głowie do dnia dzisiejszego. I właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że to jego kocham i, że to z nim chcę być. Często śpiewał mi tą właśnie piosenkę, która jego zdaniem jest jego największym i najwspanialszym hitem. Ja sądzę, że wszystkie jego utwory są bardzo dobre. Może kiedyś uda mu się wybić w muzycznej branży? Z moich rozmyślań na temat Nialla, który grał już z Zaynem w „Fifę 2012” wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zostawiając pustą prawie butelkę wody podniosłam się z kanapy i ruszyłam w kierunku drzwi.
 -Twoja psiapsiółka już przyszła- powiedział do mnie złośliwie Zayn na co ja zareagowałam dziecinnym wystawieniem języka. Mój brat z jakiegoś powodu nie przepada za Lolą. I mogłabym przekonywać go całymi dniami i nocami, że jest ona wspaniałą osobą, którą warto poznać, Zayn i tak nie zmieniłby swojego zdania. Możliwe jest, że powodem jego nienawiści do Lourdes jest to, że martwi się o mnie. Nie chce on bym po raz kolejny przechodziła przez sztuczną i nierealną przyjaźń. Kiedy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Lola. Jak zwykle ubrana była we wspaniały sposób. Miała na sobie czerwony
 stanik, białą, dłuższą koszulkę z logo Guns N’ Roses, czarny, luźny sweter oraz tego samego koloru motocyklowe buty i obcisłe krótkie szorty. Trzeba przyznać, że ubiera się ona wspaniale. Lola, gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się, a ja przytuliłam się do niej. Kiedy nasz uścisk zakończył się wpuściłam Martinez do swojego domu i powiedziałam:
-Witaj w moich skromnych progach.
Blond włosa dziewczyna rozejrzała się po salonie i kuchni. Pomieszczenia najprawdopodobniej przypadły jej w nawet małym stopniu do gustu, gdyż miło uśmiechała się.
-Ładnie tu. Jest przytulne i skromnie. Przyzwyczaiłabym się do tego- powiedziała i wtedy zauważyła Zayna i Nialla. Na widok mojego brata jej mina zmieniła się. Widać po niej teraz było irytacje oraz złość. Widocznie oboje nie przepadali za sobą.
-Cześć Lola!- krzyknął do niej blondyn, który tak samo jak Zayn zapatrzony był w telewizor.
-Cześć Niall- odpowiedziała miło. Mój brat w ogólne nie zwracał uwagi na moją przyjaciółkę, jednak dostrzec można było, że co jakiś czas ukrycie na nią zerka. Chcąc jakoś zakończyć tą niezręczną ciszę złapałam za rękę Lolę i pociągnęłam ją w kierunku swojej sypialni, która znajdowała się obok łazienki i
sypialni Zayna. Moje prywatne pomieszczenie, do którego rzadko kto miał wstęp było duże i znajdowało się tam szerokie łóżko od DKNY. Obok niej jest szafka nocna z kubkiem, w którym zawsze była kawa, oraz szkicownikiem. Na łóżku, podobnie jak u Loli leży MacBook Air i iPhone. Na ścianie klamerkami były przyczepione moje zdjęcia z przyjaciółmi, Zaynem i rodzicami, jak i również miejsc, które kiedyś zwiedziłam. Na lewo za zasłonami posiadałam swój mały kącik gdzie szkicowałam i projektowałam rzeczy. Kilka uszytych przeze mnie rzeczy wisiało na wieszakach. U góry na półkach w kartonach leżą stare szkicowniki, bloki, masa kredek, ołówków, długopisów i wszystkich innych rzeczy, które były mi potrzebne. Moje szkice również wisiały na ścianie tuż przy wiatraku, który w upalne dni przynosił ukojenie mi, oraz obrazom przeze mnie namalowanych. Na puchowym, beżowym dywanie porozrzucane były kartki, mazaki i różne inne rzeczy. Drzwi z sypialni prowadziły do małej garderoby. Jest to białe, przytulne pomieszczenie z osobnym
wieszakiem na swetry, stolikiem Chanel z czasopismami o modzie, siatkami, i kartonami z masą butów. W rogu pomieszczenia możemy znaleźć mały, beżowy fotel, który zawalony jest ubraniami. Kiedy opuściłyśmy moją małą, ale przestronną garderobę Lola od razu podeszła do kącika, w którym zawsze szkicowałam. Zaczęła przyglądać się moim ostatnim dziełom, które narysowałam w nowym bloku, a ja przyglądałam się moim dwóm królikom, które siedziały w dużej klatce. Stała ona na ziemi, przy jednej ze ścian. Siedziałam na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i przyglądałam się Lourdes, która podeszła do moich ulubieńców i spytała:
-Mogę jednego?
Potwierdzająco kiwnęłam głową, a ona otworzyła klatkę z której wyjęła Hamburgera.
-Jak się zwie?- spytała, głaszcząc jego delikatne i mięciutkie ciemnoblond futerko. Mojemu królikowi najprawdopodobniej to się podobało, gdyż w śmieszny sposób poruszał noskiem.
-Hamburger- odpowiedziałam, a ona zrobiła zdziwioną minę.- Dostałam go dwa lata temu na święta. Niall był wtedy u nas i powiedział, że on dałby mu na imię Hamburger. Więc tak się przyjęło.
-A no tak. Niall… To wiele wyjaśnia- stwierdziła uśmiechając się.- A drugi też ma imię związane z jedzeniem?- spytała z uśmiechem na ustach, spoglądając przy tym na mojego drugiego pupila, który był w kolorze czarnym.
-Nie. On akurat nie. Zwie się Aleksander Harold III, a żeby uprzedzić twoje pytanie dlaczego tak
odpowiem, że Harry podarował mi go na walentynki jako przyjacielski prezent. Ma na drugie Harold, bo po Harry’m. A Aleksander i liczba III wzięły się tak z nikąd- odpowiedziałam szeroko uśmiechając się. Bardzo się cieszyłam, gdy dowiedziałam się, że Hamburger będzie miał przyjaciela. Często bywał samotny i zbytnio to mi się nie podobało. Lola schowała zwierzaka do klatki i siadła na łóżku, naprzeciwko mnie.
-Masz talent- powiedziała, spoglądając na mój rysownik, który przed chwilą przeglądała.
-Dzięki- odpowiedziałam nieśmiało, szeroko uśmiechając się do niej. Lola jest szczerą osobą i gdyby nie podobały jej się moje prace, zapewne powiedziałaby mi o tym. Martinez jeszcze raz rozejrzała się po moim pokoju i rzekła:
-Ładnie tu masz. Najlepsze są te zdjęcia- dodała wskazując palcem na przywieszone nad łóżkiem fotografie. Na samym środku można było ujrzeć zdjęcie moje i Nialla, na którym jesteśmy przytuleni. Ktoś kto by nie wiedział jaka jest między nami relacja mógłby pomyśleć, że od kilku miesięcy jesteśmy razem. Takie wspaniałe rzeczy dzieją się tylko w mojej wyobraźni. Niestety.
-Idziemy do Starbucksa?- zaproponowałam na co Lola zareagowała potwierdzającym kiwnięciem głowy. Uśmiechnięta wstałam z łóżka i poszłam do garderoby, z której zabrałam czarną torebkę Prady. Wsadziłam do niej pośpiesznie swój portfel, telefon i kilka potrzebnych mi rzeczy i byłam już gotowa do wyjścia. Wraz z Lolą opuściłyśmy moją sypialnie i skierowałyśmy się do salonu, w którym nadal siedział Niall i Zayn. Oboje godzinami mogliby grać w tą mało interesującą, moim zdaniem, grę.
-Idziemy do Starbucksa. Idziecie z nami?- zaproponowałam mając nadzieję, że wybiorą się z nami. Z wielką chęcią spędziłabym z Horanem następne kilka godzin. Jego osoba sprawia, że jestem uśmiechnięta i zadowolona. Bez niego wszystko wydaje się takie… Normalne i bezcelowe.
-By posłuchać ciekawych ploteczek?- spytał z sarkazmem i złością w głosie Zayn- Sorry, ale chyba sobie odpuszczę- dodał, a ja odpowiedziałam.
-Oj chodź. Będzie wspaniale.
-Z nią?- zapytał unosząc jedną brew do góry i wskazując palcem na Lolę.- Nie wydaje mi się.
-I bardzo dobrze, że nie idziesz. Przynajmniej nastrój mi się nie pogorszy- powiedziała Lola, złośliwie spoglądając na mojego brata. On przymknął oczy i wiedziałam, że zaraz powie jakąś ciętą ripostę, która zresztą po raz kolejny rozpocznie ich następną kłótnie.
-Przepraszam, mówiłaś coś księżniczko? Wydaje mi się, że nikt cię tu nie chce.
Z Niallem spoglądaliśmy raz na Zayna raz na Lourdes. Oboje zapewne zastanawialiśmy się, jak dalej potoczy się ich ostra i sarkastyczna wymiana zdań. Gdy ostatnio rozmawiałam z Horanem na temat mojej przyjaciółki i brata stwierdziliśmy, że może kiedyś dojdzie do jakieś bójki. To na pewno byłoby ciekawe, a zarazem wspaniałe doznanie. Chociaż nie dla każdego skończyłoby się to dobrze.
-Jesteś w błędzie. To, że tobie przeszkadza moja osoba to nie znaczy, że Niall i Jenny mają coś przeciwko.
I właśnie o to naszym zwycięzcą po raz kolejny została Lourdes Martinez. Wreszcie znalazła się jakaś osoba, która bez żadnego skrępowania potrafi sprzeciwić się Zaynowi. Najprawdopodobniej to przeszkadza mojemu bratu. Martinez jest asertywna i potrafi powiedzieć mu nie. To takie wspaniałe, że przyjaźnie się z kimś takim. Chwyciłam Lolę za nadgarstek i idąc w stronę drzwi zwróciłam się do Zayna:
-To ja wychodzę!
-Dzwoń jak coś!- odkrzyknął, gdy zamykałam już frontowe wejście. Ruszyłyśmy z Lolą w stronę windy i gdy czekałyśmy na pojawienie się jej ona zapytała:
-Jak ty go znosisz na co dzień?
-Jest moim bratem. Przy mnie zachowuje się zupełnie inaczej- odpowiedziałam uświadamiając przy tym sobie, że tak naprawdę tylko przy Lourdes zmienia swoje zachowanie o jakieś sto dwadzieścia stopni.
-Pewnie tylko przy mnie zachowuje się jak skończony dupek- stwierdziła gdy weszłyśmy do windy.
-Ale seksowny dupek- dodałam uśmiechając się do niej w lustrze, które zajmowało część ściany. Ona po części uśmiechnęła się, a zarazem zrobiła minę pod tytułem „Fuj, przestań”. Gdyby Lola i Zayn byliby razem, zapewne byłoby to dla mnie trochę dziwne. Chociaż zarazem wspaniałe, gdyż dziewczyna, z którą mój brat miałby być na dłużej musi mnie lubić i ja ją także. Lourdes byłaby świetnym wyborem, ale na złączenie ich mam małe szanse, gdyż oboje za sobą nie przepadają. A szkoda… Gdy opuściłyśmy wieżowiec nie wsiadłyśmy do białego kabrioletu Loli, gdyż nie było sensu podjeżdżać do Starbucksa samochodem. Moja ulubiona kawiarnia na szczęście znajduje się niecałe pięć minut stąd. To jest plus mieszkania w jednej z najruchliwszej ulic w Chicago. Wszędzie mamy blisko. W drodze do Starbucksa cały czas rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Weszłyśmy do lokalu, który utrzymany jest w odcieniach brązu, bieli i czerni. Na długiej ścianie, która jest w kolorze jasnego brązu przywieszone są duże, zielone litery, które układają się w napis „Starbucks”. Na samym środku znajduje się kasa oraz gablotka, w której są jakieś ciasta i inne duperele. Na podłodze leży czarny dywan, który ma małe fragmenty bieli. Wszystkie lokale są takie same i prawie w ogóle się od siebie nie różnią. Kiedy znaleźliśmy się w środku kawiarni zauważyłam, że przy kasie stoi
ubrany w granatowy, obcisły T-shirt, dżinsowe rurki, białe, krótkie conversy, skórzaną torbę na ramię i zniszczoną zieloną czapkę z Adidasa Harry. Obok niego stał Nick, który na sobie miał luźny czarny sweter, dżinsowe, obcisłe rurki i białe conversy, które już nie były takie białe.
-Kto stoi obok Harry’ego?- zapytała się mnie Lola, gdy szłyśmy w ich kierunku.
-To Nick Ryan. Trenuje z Harry’m rugby- odpowiedziałam. Kiedy przy nich przystanęłyśmy palcem dotknęłam ramienia Stylesa, który zawzięcie opowiadał o jakiś nowych zagrywkach wysokiemu blondynowi. Brązowowłosy odwrócił się w naszą stronę i uśmiechnął się, gdy zobaczył mnie i moją przyjaciółkę.
-O cześć- powiedział, przytulając mnie, a następnie Lolę. Uściskałam na powitanie także Nicka, który z uśmiechem na ustach przyglądał mi się.
-Lourdes Martinez- przedstawiła się blondynka, wyciągając rękę w stronę mojego kolegi, z którym uczęszczałam na lekcję geografii.
-Nick Ryan. Wiele o tobie słyszałem. Oczywiście dobrego- dodał pośpiesznie. Przesunęliśmy się o jeden krok i chłopcy mieli zaraz zamawiać swoje napoje. Po nich miałyśmy być my.
-Czemu skończyliście już trening?- zapytałam spoglądając na godzinę w swoim białym iPhonie. Było dopiero kilkanaście minut po piątej. Zazwyczaj swoje przygotowania do zawodów kończyli o szóstej, a czasami nawet o dziewiątej.
-Jeden z chłopaków złamał nogę. Przyjechało pogotowie i takie tam- odpowiedział Harry, wyjmując z kieszeni spodni swój skórzany portfel.
-Jak on sobie to zrobił?- spytała Lola, która przyglądała się tablicy, na której wypisane były wszystkie napoje jakie można tu zamówić. Zapewne patrzyła na to tylko z przyzwyczajenia, gdyż nie znam nikogo innego, kto tak często kupowałby coś w Starbucksie. Lola jest w tej kawiarni codziennie i zazwyczaj zamawia to samo.
-Ja opowiem- zwrócił się Nick w stronę Harry’ego.- Harry czekał na rzut piłki ode mnie i w jego kierunku biegł jeden z chłopaków. No i on chciał przewrócić Harry’ego lecz on był sprytniejszy i gdy ten skoczył na niego, Harry odsunął się. Niestety niefortunnie upadł co spowodowało złamanie nogi- odpowiedział blondyn co spowodowało uśmiech na twarzy Stylesa. Na mojej twarzy on także się pojawił. Jedynie moja przyjaciółka była tym wszystkim niewzruszona. Brązowowłosy, który był głównym rozgrywającym w szkolnej drużynie rugby przesunął się w stronę kasy i zamówił dwa, mrożone soki malinowe. Zapewne zamówili ten napój dlatego, że chcieli ochłonąć po ciężkim treningu.
-A ty co chcesz?- zwróciła się w moją stronę Martinez.
-Nie musisz mi kupować- szybko zaprzeczyłam. Nie lubię gdy ktoś kupuje za mnie cokolwiek. Czuję się wtedy tak dziwnie.
-To co chcesz?- powiedziała znowu, w ogóle nie zwracając uwagi na moje zaprzeczenia. Głośno westchnęłam i pod nosem szepnęłam sobie ciche „wspaniale”, po czym dodałam:
-Waniliowe latte.
Kiedy chłopcy dostali już zamówione przez siebie napoje powiedzieli, że idą zająć nam miejsca. W tym czasie Lourdes poprosiła młodą, rudowłosą kasjerkę o moją kawę oraz caramel machiatto, które zamawiała chyba za każdym razem. Ja zazwyczaj zamawiałam to samo, jednak zdarzają mi się dni, że zmieniałam swoje zamówienie. Kiedy wręczono nam do ręki napoje skierowałyśmy w stronę chłopaków, którzy siedzieli naprzeciwko siebie. Ja usiadłam obok Nicka, a Lola przy Harry’m.
-Skąd znasz Jenny?- spytała się Martinez Ryana, który w tym właśnie momencie popijał swój mrożony sok malinowy. Ja przyglądając się każdemu z osobna popijałam ciepły napój, który w wspaniały i powolny sposób rozgrzewał moje ciało. Smak wanilii, który na szczęście był wyczuwalny sprawiał, że latte smakowało jeszcze lepiej.
-Od dwóch lat chodzę z nią na geografię, ale poznałem ją na pierwszym meczu rugby, gdy przyszła kibicować Harry’emu- odpowiedział Nick, na co ja zareagowałam uśmiechem. Pamiętam do dzisiaj dzień, gdy w wieku piętnastu lat poszliśmy całą grupą na pierwszy mecz Stylesa. Mimo, że był jednym z najmłodszych uczestników, to tuż po pierwszym meczu, który wygrali dzięki niemu został głównym rozgrywającym. Niestety to jest już nasz ostatni rok w tej szkole i Harry będzie musiał swoją funkcję rozgrywającego przekazać komuś innemu. Tak dla przypomnienia, jakby ktoś nie wiedział w USA do szkoły idzie się o rok wcześniej więc podstawową edukację kończy się w wieku osiemnastu lat. To takie smutne, że po sześciu latach każdy z nas pójdzie w swoją własną stronę. Harry wraz z Louisem starają się dostać do Yale, który znajduje się w mieście New Haven. Jeśli chcielibyśmy ich odwiedzić to jechalibyśmy około szesnaście godzin. Daleko, ale każdy z nas chce rozwijać swoje pasje. Styles chce iść do tej szkoły, gdyż właśnie tam w najlepszy sposób rozwijają sportowców. Lou chcę zostać prawnikiem i jego zdaniem Yale doskonale przygotuje go do tego. Liam jako, że jest osobą bardzo inteligentną chce się rozwijać w przedmiotach ścisłych i jako jedyny nie ma problemu z doborem szkoły, gdyż wiele prestiżowych uczelni już upomina się o niego. Najbardziej cieszy się z tego, że w nieoficjalny sposób został przyjęty do Princeton, które znajduje się w mieście o tej samej nazwie. Uniwersytet Kalifornijski, znajdujący się w Los Angeles jest celem Eleanor. Jednak każdy z nas zastanawia się nad tym czy przyjmą ją do tej szkoły. Bez drobnej wpłaty jej mamy i taty szanse na to są marne. Danielle chciałaby się dostać do Juilliarda, który jest szkołą dla osób uzdolnionych tanecznie lub muzycznie. Niall w sekrecie zdradził mi, że złożył tam swoje podanie. Oczywiście na profil muzyczny, gdyż nie jest zdolnym tancerzem. Horan sądzi, że nie ma najmniejszych szans by się dostać. Jednak ja w niego wierzę i sądzę, że bez większych problemów przyjmą go do niej. Najgorsze jest to, że ja planuję po skończeniu Mount Carmel High School przenieść się do Londynu, gdzie zaczęłabym trzyletnią naukę w Royal Academy of Arts. Dzieliłoby nas wtedy około 20 000 milionów mil i szanse na rgularne spotkania z Niallem czy resztą byłyby marne. Jednak nie mogę tutaj zostać, gdyż w Londynie znajduje się moim zdaniem najlepsza szkoła, która rozwinęłaby moje zdolności plastyczne. Moi przyjaciele i brat nie wiedzą o moich planach. Wszyscy sądzą, że tak samo jak Zayn zostanę na uniwersytecie znajdującym się w Chicago. Moje rozmyślenia na temat szkół i naszej przyszłości przerwał Nick, który delikatnie szturchnął mnie w ramię.
-Jenny wszystko w porządku?- zapytał, spoglądając na mnie. Zaczesałam ręką do tyłu włosy i uśmiechnęłam się do nich wszystkich. W tym momencie chciałam stąd uciec i rozpłakać się. Jednak nie zrobię tego, gdyż nie mam ochoty się później tłumaczyć. Wolę sztucznie uśmiechać się i mówić każdemu, że jest wspaniale i, że nie ma się czym przejmować.
-Tak, jest wspaniale- odpowiedziałam spoglądając na ekran telefonu, na którym znajdowało się zdjęcie moje i Nialla.


I jest kolejny rozdział. Od razu mówię, że następny zapewne pojawi się w piątek, a jeśli się uda to w tygodniu szkolnym. Byłabym bardzo wdzięczna gdybyście komentowali rozdziały, gdyż wasze opinie sprawiają, że mam ochotę pisać. Oczywiście nie piszę tego dlatego że tylko na tym mi zależy. Piszę to opowiadanie dla własnej przyjemności, a wasze wpisy po prostu czasami dają mi pomysły, które później wykorzystuje w rozdziałach. I wiem, że nie ma żadnej akcji, ale od następnego rozdziału zacznie się wiele dziać. Jak wiecie na początku trzeba pokazać czytelnikom ich sposób myślenia czy tryb życia. Trzeba się w to wczuć i mam nadzieję, że te trzy rozdziały co nieco wam uświadomiły. Mam nadzieję, że wam się podoba ♥

9/28/2012

2 rozdział

Z perspektywy Loli w tle
-Cześć Kevin. To co zwykle proszę- powiedziałam do około dwudziestopięcioletniego mężczyzny, który pracował w mojej ulubionej kawiarni. Każdego ranka po drodze do szkoły skręcam w Lawrence Avenue i zatrzymuję się na chwilę w Starbucksie tylko po to, by napić się dużego waniliowego frappuchino z odrobiną brązowego cukru. Nie wyobrażam sobie dnia bez tego pysznego, chłodnego napoju. Kevin, który ma czarne, długie włosy rozpoznaje mnie od drugiego dnia mojego pobytu w Chicago, gdyż każdego ranka pojawiam się tutaj i zamawiam za każdym razem to samo.
-Proszę, Lola- powiedział Kevin podając mi zamówiony przeze mnie napój. Wręczyłam mu wyznaczoną sumę pieniędzy i z uśmiechem na ustach opuściłam lokal. Na szczęście nie musiałam iść daleko, gdyż zaparkowałam blisko i szybko weszłam do swojego białego kabrioletu, którego w Miami Ashley nazwała Tommy. Sama nie rozumiem dlaczego ludzie nadają swoim autom imiona. Takie rzeczy zwykle dzieją się w durnych amerykańskich filmach, gdzie to młodzież przed odjazdem mówi „Stella kochanie stęskniłem się za tobą. Jaka ty jesteś śliczna”. Zazwyczaj właśnie takim imieniem tępe osiłki zwracają się do swoich aut. Dla mnie to chore i niedorzeczne. Mój kabriolet to po prostu kabriolet lub samochód, a nie jakiś Tommy, Johny czy chuj wie kto jeszcze. Wsiadłam do swojego auta i ruszyłam nim zawracając na krajową dziewięćdziesiątkę, którą mogłam dojechać do mojej prywatnej i prestiżowej szkoły, której zapewne jak się domyślacie nienawidzę. Mimo, że spędziłam tam na razie jeden dzień, to szybko swojego zdania nie zmienię. Jedynie moje nastawienie co do Mout Carmel High School może odmienić pozycja w szkolnej elicie. Od dnia dzisiejszego będę starała się do niej w jakikolwiek sposób dostać. W nocy wszystko sobie przemyślałam i zrozumiałam jak działa ten ich system. Porównać to można do harcerstwa. Zayn jest drużynowym i to on rządzi nimi wszystkimi i mówi kto zostaje w drużynie, a kto nie. Przybocznego nie ma, ale jest Eleanor, która przypomina mi zastępową. To ona przewodniczy Jenny oraz Danielle. Jeśli chcę stać się ważną osobą w elicie, to muszę zbliżyć się do siostry Zayna. Jeśli ona mnie polubi, to w najbliższym czasie zdanie na mój temat może zmienić jej brat. Mam nadzieję, że zrozumieliście mój tok myślenia. A jeśli nie to zapewne z czasem we wszystkim się połapiecie. Kiedy tylko dojechałam na szkolny parking zaparkowałam blisko miejsc elity. Jednak nie popełniłam tego samego błędu co wczoraj i od razu zatrzymałam się na miejscu, znajdującym się obok samochodu należącego najprawdopodobniej do Liama, chłopaka Danielle. Przeglądając wczoraj jej twittera domyśliłam się, że uczy się ona tańczyć. Nie tylko zdjęcia z lekcji tańca o tym świadczą, ale także jej szczupła sylwetka, której każdy mógłby jej pozazdrościć. Jenny i jej przyjaciół nie było przy samochodach. Najprawdopodobniej czekali już oni w klasach na swoją pierwszą lekcję. Przed opuszczeniem swojego kabrioletu przejrzałam się w małym lusterku. Na szczęście makijaż się nie rozmazał i nadal wyglądałam ślicznie. Dzisiejszego dnia ubrana byłam w bordową, luźną
koszulkę od Prady, krótkie obcisłe szorty we wzory Burberry i czarne motocyklowe buty za kostkę Alexandra Wanga. Do tego stroju jako dodatek wybrałam dla siebie brązowy kapelusz Elli Moss oraz prześliczny musztardowy sweter Juicy Couture. Kiedy już sprawdziłam czy wszystko mam przy sobie opuściłam swój kabriolet i ruszyłam w kierunku schodów, które rozchodziły się na dwie strony. Trzeba przyznać, że Mout Carmel High School jest ładnie i interesująco zbudowana. Jak na razie jest to jeden z lepszych budynków szkolnych do jakich uczęszczałam. Jednak kiedy przez ostatnie dwa lata mieszkałam w Miami to rzadko bywałam w szkole. Nie tylko opuszczałam zajęcia lekcyjne z powodu wagarów na które często chodziłam z Ash i naszymi przyjaciółmi, ale także dlatego, że to właśnie tam dbałam o swoje interesy zawodowe. Częstsze sesje zdjęciowe i udziały w pokazach mody na samym początku załatwiała mi moja mama. Jednak już po pierwszym udanym udziale w tak rozrywkowym widowisku znani projektanci zaczęli mnie szukać co spowodowało, że moja kariera zaczynała się rozrastać. Jednak pod koniec grudnia paparazzi przyłapało mnie na tym jak mocno pijana i po części też najarana wracałam ze świątecznej imprezy. Od tego krótkiego, ale głośnego skandalu moja kariera w powolnym tempie zaczęła zanikać. Może właśnie przez to moja mama i ojczym chcieli opuścić Miami? Freddy, który jest znanym reżyserem zapewne musiał najadać się wstydu w pracy przeze mnie. Nikt nie chciałby przecież słyszeć na temat swojej podopiecznej, że jest rozpieszczoną smarkulą, która interesuje się tylko imprezami. Mimo, że to poniekąd prawda i każdy doskonale o tym wie, to i tak moi rodzice nie lubią słuchać na ten temat. Kiedy znalazłam się już przy schodach zauważyłam, że po prawej stronie na stopniach siedzi święta ósemka, która zawzięcie o czymś ze sobą rozmawiała. Głośno westchnęłam i jak niby nigdy nic zaczęłam wchodzić po schodach. Zayn, który jako pierwszy zobaczył moją osobę szepnął coś do swoich przyjaciół, którzy w niedyskretny sposób spojrzeli na mnie. Od razu wiedziałam, że brat Jenny mówił coś o mnie. Gdy przechodziłam obok nich uśmiechnęłam się do Eleanor i Jennifer, które z zaciekawieniem przyglądały mi się, co spowodowało, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Nie rozumiem ich zafascynowania moją osobą. Nie różnię się zbytnio od przeciętnej nastolatki. To co, że miałam swój udział w modelingu. Nadal jestem nastolatką i zachowuje się tak samo jak inni. Przed pójściem do gabinetu, w którym miałam mieć lekcję języka angielskiego zatrzymałam się na chwilę przy swojej szafce. Wiele uczniów ozdabiało jej wnętrze, ale ja nie miałam na to ochoty. Ciągle żyję nadzieją, że w najbliższym czasie moja mama lub ojczym otrzymają propozycję udziału w jakimś ważnym projekcie i będziemy musieli wyjechać z Chicago. Może do Australii? Podobno jest tam bardzo ciepło i przyjemnie. Mediolan też byłby bardzo ciekawym miejscem zamieszkania. To miasto znane jest przecież jako światowa stolica mody. Mojej mamie i mi zapewne by się tam spodobało. Wyjęłam z szafki potrzebne mi na dzisiejszy dzień rzeczy i ruszyłam w stronę schodów, dzięki którym mogłam dostać się na pierwsze piętro, gdzie w jednym z wielu gabinetów odbyć miała się moja pierwsza dzisiejsza lekcja. Nie wiem dlaczego, ale gdy weszłam do klasy wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Nawet nauczyciel znajdował się przy biurku, które zrobione był z jasnego drewna. Gdy tylko mnie zobaczył podniósł się i zobaczyłam wtedy, że jest on wysokim mężczyzną, który miał może sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Widok tak wysokiej osoby w wieku dwudziestu pięciu lat zszokował mnie.
-Zapewne jesteś Lourdes Martinez- zwrócił się w moim kierunku podchodząc do mnie.
-Po prostu Lola- powiedziałam miłym głosem nie chcąc już na pierwszej lekcji zniechęcać go do siebie.
-Dobrze Lola. Jestem Charles Cooper i od dnia dzisiejszego uczę cię angielskiego. Mam nadzieję, że moje lekcje spodobają ci się - dodał ściskając delikatnie moją chudą dłoń. Trzeba przyznać, że wysoki, czarnowłosy mężczyzna ubrany w niebieską, elegancką koszulę i czarne obcisłe rurki przypominał poniekąd homoseksualistę. Lub prościej mówiąc geja. Rozglądając się po klasie zauważyłam, że wiele dziewcząt jest zapatrzona w niego jak w obrazek. Miałam wielką ochotę powiedzieć na cały głos „Niestety dziewczynki odpuście go sobie. Nie widzicie, że jest gejem?”. Jednak moja kultura osobista wzięła górę i schowałam język za zębami.
-Proszę Lola, usiądź w tamtej ławce- powiedział wskazując na jedyne wolne miejsce znajdujące się obok NIEGO. Kto by się domyślił, że właśnie z NIM będę miała lekcję języka angielskiego. Zayn, który wiedział, że zbliżam się w jego kierunku schylił głowę i najprawdopodobniej wyszeptał ciche „kurwa”. Nie było ono zbyt ciche, gdyż nawet ja, będąc w połowie sali usłyszałam je. Widocznie bratu Jenny nie podobało się to, że na drugim już przedmiocie siedzimy razem. Widocznie tak już musiało być i nikt tego nie zmieni. Usiadłam na wysokim stołku, który obity był skórą. Na czarnym, połyskliwym blacie położyłam swój nowy, ale pomazany już zeszyt i podręcznik, który kupiłam kilka dni temu w księgarni znajdującej się na jednej z pobliskich ulic. Ten gabinet niczym nie różnił się od poprzednich. No oprócz pojedynczych przedmiotów. Na przykład w tej sali znajdowało się wiele rzeczy związanych z teatrem. Na samym końcu pomieszczenia wybudowany był mały podest oraz niska czerwona kurtyna. Zapewne pan Cooper lubił odgrywać scenki teatralne. Od razu mogę powiedzieć, że ta lekcja będzie jedną z gorszych, gdyż nie przepadam za takimi zajęciami. Nie lubię grać, bo po co wcielać się w osoby, którymi się nie jest? Trzeba zawsze być sobą i nigdy, ale to przenigdy nie naśladować innych.
-Cześć- powiedziałam do Zayna gdy rozpakowałam już wszystkie swoje rzeczy. Malik dzisiejszego dnia ubrany był w białą koszulkę. Na to narzuconą miał czerwoną koszulę w kratę, której rękawy podwinął. Najprawdopodobniej swoją odzież wierzchną miał od Alexandra Wanga, gdyż to właśnie on produkuje takie ubrania. Na nogach miał dżinsowe rurki oraz biało-czarne Air Maxy. Trzeba przyznać, że Zayn umie się ubrać. Taki styl się ceni. Malik nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie podnosząc swój wzrok znad zeszytu.
-Nie sądzisz, że powinieneś odpowiedzieć mi nawet głupie „cześć”? To trochę niekulturalne z twojej strony- powiedziałam szeptem. Brązowooki zdziwiony spojrzał na mnie. Widziałam po jego zachowaniu, że powstrzymuje swój napad śmiechu. W tym momencie chciałam krzyknąć na cały głos by się uspokoił i powiedział mi co jest nie tak, ale Zayn zapewne zauważył moją niezadowoloną minę, gdyż powoli uspokajał się.
-Wolę być niekulturalny, niż kurewsko chamski- rzekł cichutko, udając że czyta coś w swoim podręczniku. Nie wiem kiedy, ale widocznie musiałam być bardzo zamyślona, gdyż nawet nie zauważyłam, że Zayn otworzył swoją książkę.
-Uważasz, że jestem chamska? Co ja ci kurwa niby takiego zrobiłam?- spytałam chcąc dowiedzieć się co ma na myśli. Nic takiego mu przecież nie zrobiłam, a już zapewne nie mam zamiaru go przepraszać. Po pierwsze nie przepadam za nim. Po drugie nie przepraszam ludzi. Po trzecie jest mi to kurwa obojętne co on o mnie sądzi. Po czwarte nic mu do cholery nie zrobiłam.
-Mi nic. Ale Jenny i Louisowi już tak- odpowiedział spoglądając mi prosto w oczy. Lubię utrzymywać z kimś kontakt wzrokowy, gdyż oznacza to, że ktoś jest pewny siebie i stanowczy. Widać, że ja i Zayn jesteśmy zbudowani z podobnej gliny. Chociaż trzeba przyznać, że w tym momencie nie wiedziałam co mam powiedzieć na wypowiedziane przez niego przed sekundą słowa. Może powinnam zacząć się kłócić? Ale jeśli chcę przynależeć do szkolnej elity to muszę zachowywać spokój i pozory. Powinnam przez jakiś czas na bok odłożyć swoje niemiłe, a zarazem szczerze komentarze. Wiem, że często ranią one ludzi, ale chyba lepiej jest usłyszeć szczerą prawdę niż najgorsze kłamstwo. Przynajmniej ja mam takie zdanie na ten temat.
-Powinnaś ich przeprosić- szepnął Malik, wyrywając mnie przy tym z rozmyślań. Na jego słowa zareagowałam tylko wzruszeniem ramion. Przecież Tomlinson sam podszedł do mojego auta i nie odsunął się w porę. Domyślam się, że powinnam powiedzieć coś w stylu „Koleś, suń się, bo chcę wyjść”, ale nie wypowiedziałam tych słów, gdyż myślałam, że się domyśli. Widocznie byłam w błędzie. A styl w jaki wypowiada się większość uczniów Mount Carmel High School porównać można do ulicznego slangu. Sądziłam zawsze, że w tak prestiżowej szkolne nie spotkam ludzi, którzy wychowują się w slumsach lub pochodzą z getta.
-Jeśli ich nie przeprosisz, to zbytnio nie mamy o czym rozmawiać.
Po tych słowach Zayn wyjął swojego czarnego iPhone’a i zaczął grać w „Angry Birds”. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ta gra w ogóle kogoś interesuje. Głupie kolorowe ptaszki niszczą bezsensowne budowle. Wgrywanie takich aplikacji na iPhone’a czy inne telefony jest moim zdaniem głupią rzeczą. Lepiej ściągać sobie jakieś przydatniejsze i o wiele ciekawsze aplikacje. Brat Jenny przez resztę lekcji bawił się swoją komórką. Ja także nie byłam gorsza i przeglądałam tweety moich znajomych. W pewnym momencie na tablicy głównej natrafiłam na wpis Jenny, która wczorajszego popołudnia zaczęła obserwować mnie na twitterze. Nie lubię zbytnio się pospolitować, ale wiem, że jeśli chcę wzbudzić jej sympatię to także powinnam śledzić jej wpisy na znanym serwisie społecznym. Dodała swoje zdjęcie z zeszytem od języka angielskiego, które podpisała „A tak uczę się angielskiego ♥”. Naprawdę
zastanawiam się, co ona ma w głowie? Jest inna niż nasi rówieśnicy. Sposób jej myślenia i to w jaki sposób się zachowuje sprawia, że każdy ma ochotę mówić jej jaka to ona jest słodka i kochana. Patrząc na nią widzę słodką czternastoletnią dziewczynę, która szaleńczo poszukuje miłości swojego życia. Gdy przyjrzałam się zdjęciu w cichy sposób prychnęłam pod nosem i ponownie zaczęłam przeglądać wpisy moich znajomych. Nie wiem czy pan Cooper zdaje sobie sprawę z tego, że nikt go nie słucha. Większość uczniów zajęta jest swoimi sprawami, a druga część, głównie żeńska zapatrzona jest w jego idealnie wyrzeźbioną sylwetkę, którą opinała jego elegancka koszula. Wracając do twittera. Zauważyłam, że wczoraj zdjęcie także dodała Danielle. Na fotografii oczywiście znajdowała się ona, oraz jej chłopak Liam. Brązowowłosa dziewczyna całowała go w policzek. Podpisała go „z najukochańszym :*”. To takie słodkie, ale czy mogę już wymiotować? Zapewne nie… Nawet nie zauważyłam, że lekcja się
skończyła. Dopiero Zayn szturchnął mnie lekko w ramię i powiedział:
-Księżniczko, ocknij się.
Nic więcej nie dodał tylko szybkim krokiem opuścił salę lekcyjną. Wrzuciłam do torby wszystkie swoje rzeczy i chciałam opuścić już gabinet od języka angielskiego. Niestety po drodze zatrzymał mnie nauczyciel i powiedział:
-Lola, czytałem twoje dokumenty z poprzednich szkół. Byłaś bardzo zdolną uczennicą. Mam nadzieję, że twoje stopnie z języka angielskiego nie spadną do poziomu tych… No przyznajmy szczerze kretynów. Na czterdzieści osób może z pięć jest aktywnych- powiedział z szerokim uśmiechem.
-Oczywiście- powiedziałam miłym głosem, niestety kłamiąc. Na lekcjach nigdy nie byłam udzielającą się uczennicą. Zawsze rozmawiałam ze znajomymi i miałam w dupie co mówi do mnie nauczyciel. Sama się sobie dziwię, ale większość sprawdzianów pisałam na oceny bardzo dobre, a czasem nawet celujące. Czy mam talent? Nie, to po prostu głupie szczęście.
-A teraz idź na lekcję.
Powiedział Charles na co ja zareagowałam miłym uśmiechem. Pan Cooper jest naprawdę sympatycznym nauczycielem i sądzę, że szybko złapiemy ze sobą dobry kontakt. Opuściłam gabinet i skierowałam się w stronę szkolnych szafek, z których chciałam wyjąć chemię. Nienawidzę tego przedmiotu. Obojętnie czy nauczyciel będzie miły i w ciekawy sposób prowadzić będzie lekcję. Chemia to najtrudniejszy i najgorszy przedmiot jaki może być. Nie rozumiem ludzi, którzy rozumieją ten owy przedmiot ścisły. Przystanęłam przy szafkach w kolorach fuksji. Ta część szkoły jest najgłośniejsza i naprawdę widać co się tutaj dzieje. W niektórych kątach można dostrzec osoby, które się biją lub sprzedają jakieś rzeczy. Zazwyczaj były to prochy. W jednym miejscu stała grupka uczniów, którzy w dziwny sposób zachwycali się chemią, fizyką, biologią i innymi przedmiotami szkolnymi. Ale w najbardziej widocznym miejscu stali ONI. Nasza szkolna elita, która jak zwykle uśmiechnięta była od ucha do ucha. Jenny, która odłączona była od reszty swoich przyjaciół rozmawiała z Niallem. Ona ubrana była w białą, jedwabną koszulkę z rękawami 3/4, krótkie
 kremowe szorty i tego samego koloru buty oraz czarne rajstopy i tej samej barwy torebkę od Chanel. Niall miał na sobie biały, obcisły T-shirt, granatowy sweter od Tommy’ego Hilfigera, czarne, obcisłe rurki oraz białe Nike’i za kostkę. Farbowany blondyn z zaciekawieniem i radością opowiadał o czymś blondynce. Ona najwyraźniej mu się nie przysłuchiwała, gdyż patrzyła na niego „tym” wzrokiem. Mam nadzieję, że rozumiecie co rozumiem przez „ten” wzrok. Oczywiście już pierwszego dnia domyśliłam się, że Jenny jest zauroczona, a może nawet zakochana w Niallu. Biedna dziewczynka. On nawet nie zauważa tego, że jego najlepsza przyjaciółka darzy go czymś więcej niż przyjaźnią. Ale ona najwidoczniej jakoś sobie z tym radzi. Przestałam im się przyglądać i ponownie wyjęłam z torby kilka rzeczy, a wsadziłam do niej chemię oraz matematykę, którą miałam mieć zaraz po znienawidzonym przeze mnie przedmiocie. Z lekkim hukiem zamknęłam drzwiczki szafki i odwróciłam się w kierunku schodów, którymi podążyć miałam na pierwsze piętro. Niestety na kogoś wpadłam.
-O przepraszam- powiedziała pośpiesznie Jenny, która okazała się moim napastnikiem.
-Nic się nie stało- odpowiedziałam. Obok niej stał Liam, który oficjalnie jeszcze mnie nie znał.
-Liam Payne- powiedział wyciągając w moim kierunku rękę. Chcąc udawać miłą osobę, uścisnęłam ją i rzekłam:
-Lourdes Martinez.
-Co masz teraz?- spytała się mnie szeroko uśmiechnięta blondynka, gdy w ramię w ramię ruszyliśmy w stronę schodów. Po sekundzie wchodziliśmy już po stopniach.
-Niestety chemię- odpowiedziałam z niechęcią. Metan, etan, propan, butan, sreptan. Do czego mi się to w życiu przyda? Widać przecież, że nie będę żadną chemiczką ani biologiczką. Jeśli miałabym skończyć jako nauczyciel pracując w beznadziejnej szkole i za skandalicznie niską stawkę to zapewne uczyłabym któregoś z przedmiotów humanistycznych. To właśnie w tym prędzej się odnajduję.
-Wspaniale. Czyli masz lekcję ze mną i z Liamem- dodała Jenny, która była tym faktem najprawdopodobniej podekscytowana. Z jej twarzy nie schodził uśmiech. Brązowowłosemu najprawdopodobniej to nie przeszkadzało. Wyglądem poniekąd przypomina mi chłopaka, który cały czas się uczy i nie odrywa wzroku od książek. Ale może prawda jest inna? Bo co do cholery jasnej robiłby w szkolnej elicie?! Kiedy znaleźliśmy się już w gabinecie chemicznym nie zdziwiłam się, gdy zauważyłam wiele rzeczy związanych z tym właśnie przedmiotem. W równych od siebie odstępach wisiały tablice, na których napisane były wzory na otrzymywanie niemetali lub innych gówien, oraz tablice Mendelejewa i wiele innych, nikomu nie potrzebnych rzeczy. Klasa miała taki sam układ jak poprzednie gabinety i znowu, po raz kolejny z resztą musiałam zapoznać się z moim nowym nauczycielem. Liam nic nie mówiąc usiadł obok jakiegoś chłopaka naprzeciwko wykładowcy chemii. Mimo, że do końca przerwy zostało kilka minut to w gabinecie było tylko około dwudziestu uczniów. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się mi i Jenny, która z uśmiechem podeszła do starszego, siwowłosego mężczyzny, któremu prawie z czubka nosa spadały okulary. Malik chrząknęła na co nauczyciel zareagował lekkim wzdrygnięciem. Najprawdopodobniej moja znajoma wyrwała go z rozmyślań. Kiedy spojrzał na nas i uśmiechnął się, blondynka zaczęła mówić:
-Przepraszam pana, panie Sweetheart. To jest Lourdes Martinez- powiedziała wskazując na mnie ręką. Dwie dziewczyny, które ufarbowane były na mocny blond, gdy usłyszały moje imię i nazwisko zaczęły o czymś sobie szeptać na ucho. Powiem szczerze, że wyglądały jak głupie plastiki, gdyż cycki miały wywieszone na sam wierzch, a różowe i błyszczące bluzki opinały ich czarne brzuchy, które zawdzięczały oczywiście solarium. Nauczyciel podniósł się z krzesła i zauważyłam, że ma około sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostów, gdyż był niewiele wyższy ode mnie. A może nawet równy.
-Tak… Jestem Christopher Sweetheart… Pamiętam przecież, że miałem mieć nową uczennicę… Chyba… Tak więc… Usiądź może…- mówił co chwilę zatrzymując się i mlaskając ustami. Mimo, że obrzydzało mnie to u niego, to i tak miałam ochotę go przytulić. Nie wiem dlaczego, więc nawet się nad tym nie zastanawiajcie.
-Może usiądzie ze mną?- zaproponowała Jenny słodko uśmiechając się do pana Sweetheart. On nie mogąc oprzeć się jej słodkiej mince potwierdzająco kiwnął głową, na co blondynka zareagowała:
-Wspaniale. Dziękuję.
Po tych słowach złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę ławki, w której wcześniej zapewne siedziała sama. Gdy rozpakowywałyśmy swoje rzeczy do klasy zaczęło się zbierać coraz więcej uczniów i już po chwili cały gabinet zapełniony był po brzegi. Gdy usłyszeliśmy dzwonek nauczyciel podyktował strony, które przeczytać mamy w podręczniku i już po chwili każdy zajęty był rozmową. Nauczyciele w różny sposób podchodzą do nauczania. Niektórzy starannie i dokładnie prowadzą lekcje, a inni zaś nie obchodzą się tym co robimy przez te czterdzieści pięć minut. Tak było w przypadku pana Christophera. Ten słodki staruszek zamiast nas czegoś konkretnego nauczyć wolał sobie czytać jakąś książkę. Nie żeby mi to przeszkadzało.
-Później mamy matmę- powiedziałam do Jenny, chcąc przerwać ciszę panującą między nami.
-Niestety- odpowiedziała nawet na mnie nie spoglądając. Zawzięcie bazgrała po okładce swojego zeszytu do chemii. Wiedziałam, że właśnie teraz powinnam zacząć z nią rozmawiać. Jeśli na tej lekcji byśmy się polubiły, to wtedy wszystko szło by już z górki. Nie wiedziałam co mogłam powiedzieć, aż w końcu szepnęłam:
-Ładne masz to zdjęcie, co wstawiłaś wczoraj na twittera.
Zdziwiona Jenny spojrzała na mnie. Przez jej wzrok zastanawiałam się czy powiedziałam coś nie tak. Ona jednak uśmiechnęła się i cała w skowronkach odpowiedziała.
-Naprawdę tak sądzisz?- spytała, a ja oczywiście potwierdzająco kiwnęłam głową.- To wspaniale. Ty też wstawiłaś wczoraj bardzo fajne zdjęcie-dodała. Zrobiłam to zdjęcie wczoraj, gdy czekałam w moim apartamencie na powrót rodziców, którzy załatwiali jakieś ważne sprawy, ale zbytnio mnie to nie obchodziło.
-Dzięki- odpowiedziałam nieszczerze uśmiechając się do niej. Dzięki tak głupiemu tematowi nasza rozmowa powoli zaczynała nabierać tempa, co oznaczało, że już niedługo mogę okazać się nowym członkiem szkolnej elity.
*lunch*
Po nudnej lekcji fizyki, którą prowadziła pięćdziesięcioletnia, drobna staruszka, poniekąd cieszyłam się długą przerwą. Jenny z którą rozmawiałam przez całą lekcję chemii i matematyki powiedziała, że jeśli chcę to mogę siąść z nimi przy stole. Gdy opuściłam szkolny budynek i znalazłam się na dworze, gdzie rozstawione były duże, okrągłe stoły w odcieniach kości słoniowej z ławkami otaczającymi blaty. W tym miejscu także było widać kto należy do szkolnej śmietanki towarzyskiej. Po jednej stronie, pod wierzbami w cieniu siedziała Jenny, jej brat i reszta ich przyjaciół. Po drugiej stronie plastiki i osiłki. Wszędzie indziej swoje miejsce miały mniejsze i mniej ważne podgrupy. Wczorajszego dnia siedziałam sama przy jednym ze stołów. Jednak dzisiejszego dnia jest inaczej. Z przewieszoną przez ramię torbą i z pewnością siebie ruszyłam w kierunku elity. Gdy szłam czułam na sobie wzrok innych uczniów, którzy bacznie mi się przyglądali. Nikt tak naprawdę nie mógł zbliżać się do stołu świętej ósemki, lecz ja jestem inna. Mnie jakieś bezmyślne zasady nie dotyczą więc mam to w dupie. Po pierwsze zaprosiła mnie tam też Jenny, więc w ogóle nie mamy o czym rozmawiać. Kiedy przystanęłam przy nich wszyscy od razu spojrzeli na mnie. Uśmiechnięta od ucha Jenny nie mogła oderwać ode mnie wzroku. Eleanor patrzyła na mnie z zaciekawieniem, a reszta ze zdziwieniem. Jedynie Zayn ze wściekłością w oczach przyglądał mi się. To właśnie jemu najbardziej przeszkadza moja osoba. Naprawdę nie rozumiem dlaczego.
-Chyba pomyliły ci się stoły księżniczko. Twój jest tam- powiedział brat Jenny, wskazując palcem na miejsce gdzie siedzą puste i zbyt mocno umalowane dziewczyny. Wraz z nimi znajdowali się tam mocno umięśnieni sportowcy, którzy z zafascynowaniem i z zaciekawieniem podziwiali swoje mięśnie, które powstały głównie dzięki sterydom i innym używką.
-Nie wydaje mi się. Jenny zaprosiła mnie do tego stolika i mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko- zwróciłam się do reszty osób, która też powinna mieć jakieś prawo głosu. Calder, która siedziała obok siostry Zayna i swojego chłopaka Louisa, przesunęła się bliżej niego i zrobiła mi miejsce.
-Siadaj, zrobiłam ci miejsce.
Ręką poklepała wolne miejsce i już po chwili siedziałam obok niej i Jenny. Malik z wrogością przyglądał mi się, a ja chcąc zrobić mu na złość słodko uśmiechnęłam się i zwróciłam się do osób, których jeszcze oficjalnie nie poznałam.
-Jestem Lourdes Martinez- zwróciłam się do pofarbowanego na blond chłopaka. Siedział on oczywiście obok Jenny. Gdy się uśmiechnął zauważyłam u niego aparat na zęby.
-Niall Horan- odpowiedział z irlandzkim akcentem, a ja zwróciłam się w kierunku brązowowłosej dziewczyny, która w milczeniu przyglądała się nam. Oczywiście chodziło mi o Danielle, która nieśmiało ścisnęła moją dłoń. Resztę osób w jakiś tam sposób poznałam i nie musiałam po raz kolejny się przedstawiać. Między nami panowała niezręczna cisza i nikt nie wiedział co ma powiedzieć. Tylko Harry wygwizdywał sobie pod nosem jakąś piosenkę.
-Mógłbyś skończyć?- spytała lekko zdenerwowana Eleanor, której najprawdopodobniej przeszkadzały dźwięki, które wydawał brązowowłosy.
-Nie wydaje mi się- odpowiedział i po chwili na nowo zaczął gwizdać utwór jakiejś piosenki. Dziewczyna Louisa chciała chyba coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej Zayn, który zwrócił się w moim kierunku:
-Nie owijajmy w bawełnę. Nie lubię cię i twoja obecność mnie irytuje, więc może rusz swój chudy tyłek i wypierdalaj stąd.
Po jego słowach uniosłam jedną brew i już chciałam powiedzieć, że jestem tu dla Jenny, a nie dla niego, ale przeszkodziła mi w tym blondynka, która po części stanęła w mojej obronie.
-O co ci kurwa chodzi? Ja wiem, że nie przepadasz za ludźmi i w ogóle, ale ja lubię Lolę. I jeśli nie chcesz mnie stracić to sobie odpuść- powiedziała Jenny twardo patrząc na Zayna. Najwidoczniej zdanie jego siostry liczyło się dla niego, gdyż widać było po jego minie, że poniekąd mięknie.
-Tu muszę się zgodzić z twoją siostrą, Zayn. Cały czas masz pretensje o coś do Loli. Ma dziewczyna charakterek i bardzo dobrze, że ci się stawia. Wreszcie ktoś ma na tyle odwagi- stwierdził Louis, z którym chodziłam na zajęcia historii. Reszta osób zaczęła między sobą coś szeptać. Słyszałam poniekąd, że zgadzają się z tym co mówi Tomlinson. Bratu Jenny najprawdopodobniej zmiękło serce, gdyż w końcu powiedział:
-Dobra, zostań sobie.
Po tych słowach złapał swoją torbę i opuścił nasz stolik. Ups… Widocznie pierwszy raz jego świta postawiła się przeciwko niemu.
-Wspaniale. To jakie plany mamy na dzisiaj dziewczyny?- spytała uradowana Jenny, która jak zwykle uśmiechała się od ucha do ucha.
-Ja mam lekcję baletu- odpowiedziała Danielle. Od razu wiedziałam, że musi coś tańczyć. W końcu moje słowa się potwierdziły.
-Louis i ja dzisiaj mamy obiad z moimi rodzicami więc niestety, ale nie dzisiaj- powiedziała Eleanor, która była w objęciach swojego chłopaka. Naprawdę nie rozumiem co Tomlinson w niej widzi. Calder jest... dziwna. Nie rozumiem jej zachowania.
-Czyli zostałyśmy same. Co robimy?- zapytała siostra Zayna spoglądając na mnie.
-Może chciałabyś przyjść do mnie?- zaproponowałam. Normalnie nie zapraszałabym do swojego domu dziewczyny, za którą zbytnio nie przepadam, ale jeśli chcę wzbudzić sympatię Zayna i przejąć elitę to muszę podlizywać się Jenny.
-Naprawdę? To wspaniale. Słyszałeś Niall? Lola zaprosiła mnie do siebie- zwróciła się do blondyna, który rozmawiał o czymś z Harry’m, Liamem i Louisem.
-Słyszałem, a teraz muszę już iść. Do zobaczenia później- powiedział przytulając ją i opuszczając stolik z Stylesem i Liamem. Najprawdopodobniej mieli oni razem jakąś lekcję. Payne przed opuszczeniem naszego już stolika pocałował w usta Danielle.
-My także musimy już iść- zwróciła się Calder do Peazer. One najwidoczniej też miały wspólną lekcję.- Myślę, że właśnie zaczęła się nasza przyjaźń- dodała, gdy wraz z dziewczyną Liama szły w kierunku budynku szkoły. Jedynie przy stole został Louis, Jenny i ja.
-My mamy teraz razem historię- zwrócił się w moją stronę Tomlinson. Trzeba przyznać, że jest on bardzo przyjazną osobą, która przypomina mi poniekąd trzynastolatka, który uwięziony jest w ciele osiemnastolatka.
-A ja mam fizykę- stwierdziła Jennifer ze smutkiem w głosie.- I chyba muszę już iść- dodała odchodząc od stołu.
-Czekaj na mnie przy moim samochodzie!- krzyknęłam do niej. Spojrzałam na Louisa i widząc po jego minie domyśliłam się, że zaraz powie coś co sprawi, że poczuję się źle. Trzeba przyznać, że poniekąd bałam się tej jego przerażającej miny.
-Dobrze, że chociaż ty chcesz przyjaźnić się z Jenny. Większość dziewczyn wykorzystuje ją do tego by dostać się do elity. Ty na szczęście jesteś inna.
„Naprawdę musiałeś to powiedzieć, Lou?”, pomyślałam. Nieszczerze uśmiechnęłam się do niego i po chwili szliśmy już na lekcję historii.
*w drodze do domu*
Gdy wracałyśmy kabrioletem do mojego apartamentu słuchałyśmy muzyki, którą puszczali w radiu. Możliwe, że cisza, którą panowała między mną a Jenny spowodowana była tym, że nie miałyśmy zbytnio o czym rozmawiać. Obie mamy inne zainteresowania i w życiu otaczałyśmy się różnym towarzystwem. Jednak powinnam teraz przestawić się na właśnie takich znajomych. Dziwnych i niezrozumiałych. Tak, to dobre określenie tej ósemki.
-Co jest między tobą i Niallem?- spytałam, gdy w radiu puszczono wiadomości, które niezbyt mnie interesowały. Wolałam bardziej zainteresować się związkami, które panowały w elicie. To bardziej przyda mi się w życiu niż wiadomość o tym, że dolar spadł o trzy procenty.
-Co?- zapytała zszokowana Jenny, która przed chwilą przyglądała się zatłoczonym ulicom. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, a ja uśmiechając się do niej odpowiedziałam.
-Przecież widzę, że coś do niego czujesz. Takie rzeczy się czuje i widzi. Przynajmniej ja je widzę- odpowiedziałam, a Jenny odwróciła głowę w stronę szyby i znowu patrzyła na przejeżdżające samochody. Przez sekundę widziałam na jej twarzy smutek, ale już po chwili szeroko uśmiechała się.
-To takie dziwne, a zarazem wspaniałe uczucie. Wiesz, być zakochanym. Czujesz się wtedy tak wspaniale i szczęśliwie. To tak jakby coś unosiło mnie na wodzie i powoli unosiło w górę i w dół. To fala szczęścia, która sprawia, że mam ochotę się rozpłynąć- odpowiedziała z uśmiechem na ustach.
-Dlaczego nie jesteście razem?- zapytałam, jednak zauważyłam jej wyraz twarzy. Nie czekając na odpowiedź dokończyłam - Niall o tym nie wie-  na co ona potwierdzająco kiwnęła głową.- Żadne z nich nie wie- stwierdziłam.
-Zayn wie. Ale on jest moim bratem, więc wie o wszystkim- powiedziała, a ja spojrzałam na nią. Wyglądem i charakterem w ogóle nie przypominała swojego brata. A są przecież rodzeństwem i wychodzi na to, że nawet bliźniakami.
-Dlaczego ty i Zayn nie jesteście do siebie podobni?- spytałam.
-Jestem jego adoptowaną siostrą.
Nie chciałam kontynuować z Jenny tego tematu, gdyż chyba nikt nie lubi rozmawiać  o takich rzeczach. Przynajmniej ja nie dzieliłabym się z nikim swoimi odczuciami. Gdy dojechaliśmy do Michigan Avenue, które znajduje się w centrum ruchliwego Chicago, wjechałyśmy do podziemnego garażu. Przed wjazdem musiałam jednak pokazać pani ochroniarz przepustkę, którą posiadał każdy właściciel auta. Bez niej nie opuścisz parkingu, ani do niego nie wjedziesz.
-Duży ten wieżowiec- stwierdziła Jenny, gdy opuściłyśmy samochód.
-Może być- odpowiedziałam, gdy szłyśmy w kierunku windy. Blondynka z zaciekawieniem przyglądała się przeróżnym drogim autom, które stały w rzędzie jeden obok drugiego. Najlepsze, najnowsze i najdroższe samochody: lamborgini, porsche, ferrari, jaguara i mercedesa nie ciężko zauważyć jest na ulicach w Chicago czy innych miastach. Lecz gdy wszystkie stoją obok siebie robią wielkie wrażenie. Wsiadłyśmy do windy, a ja wcisnęłam guzik z liczbą dziewięćdziesiąt.
-Mieszkasz tak wysoko?- zapytała zdziwiona.
-Mam apartament na ostatnim piętrze. Bardziej przypomina to penthouse- odpowiedziałam nie wzruszona. Od najmłodszych lat przyzwyczajona byłam do takich luksusów. Rodzicie mnie rozpieszczali, za co im bardzo dziękuję. Kiedy dojechałyśmy na moje piętro ruszyłyśmy w kierunku drzwi, dzięki którym dostać mogłyśmy się do wnętrza apartamentowca. Gdy je otworzyłam usłyszałam tylko ciche „Boże jak tu wspaniale”. Apartament mój i moich rodziców składa się z dwóch pięter. Na pierwszym znajduje się
przestronny salon z kuchnią. Ogromna kanapa jest w odcieniach brązu z nutką szarości, która jest projektu zaprzyjaźnionej z Freddim wschodzącej projektantki Zahy Hadid. Idealnie pasowała do jasnego i przestronnego wnętrza z zapierającymi dech w piersiach oknami zajmującymi całą ścianę od parteru do piętra. Na białym puchowym dywanie, przywiezionym z Norwegii stał również nowoczesny i przeszklony stolik do kawy z ułożonymi na nim czasopismami o modzie, które moja mama zawzięcie czyta każdego wieczoru. Czerwona pufa od Charlesa Eamesa jest jednym z ulubionych miejsc perskiej kotki Poppy, która teraz na nim spała. Naprzeciw niej nie mogło zabraknąć olbrzymiego telewizora plazmowego z wieżami po obu jego bokach. Na prawo od salonu stał długi, biały stół dla ośmiu osób z czarnymi krzesłami Vernona Pantona, gdzie wszyscy jedliśmy wspólne posiłki przyrządzane najczęściej przez Freddie’go, który oprócz reżyserowania interesuje się także gotowaniem. Nowoczesna kuchnia utrzymana w odcieniach bieli i czerni posiadała tylko niezbędne przedmioty, takie jak kuchenka, włoski ekspres do kawy czy piekarnik. Kierując się w głąb mieszkania niedaleko marmurowych schodów znajdował się mały, przytulny kącik z kremowym, skórzanym fotelem od Versace i małym stolikiem do kawy. To miejsce należało do mamy, która
każdego dnia siadała tam ze swoim MacBookiem Pro na kolanach i kubkiem latte w ręce, przykryta jedwabnym, bordowym kocem DKNY załatwiała swoim klientom miejsca w pierwszych rzędach na pokazy mody, rezerwując im miejsca w restauracjach na całym świecie, planując ich harmonogramy dnia, umawiając się na kawę do Starbucksa. W każdej wolnej chwili planowała wypady do butików w Chicago czy w Nowym Jorku, a to był dopiero początek jej pracy. Jest na nogach od rana do wieczora, a jednak nigdy nie słyszałam by narzekała. Bo jaka normalna kobieta marudziłaby na spotkanie z Demi Moore na kawie, czy zakupach w Beverly Hills z Kate Moos? No właśnie, żadna. Na ścianie tuż za miejscem pracy mojej mamy wisi dużych rozmiarów tablica z mnóstwem zdjęć z pokazów, kreacji, wycinków z gazet, jak również prywatnych zdjęć ze znajomymi, mną, czy ze swoim mężem. W codziennej rutynie zawsze towarzyszył jej mały buldog francuski, którego nazwała Bacon. Jest to kochany, pocieszny piesek uwielbiający spać dzień i noc. Za schodami było również wejście do gabinetu Freddie’go. Średnich rozmiarów pomieszczenie zawierało w swoim
wyposażeniu jedynie mahoniowe biurko z dwoma komputerami i laptopem, na których mój ojczym tworzył pomysły na nowe filmy, kontaktował się z obsadą, czy poprawiał scenariusze oraz biały, skórzany fotel Le Corbusiera. Po prawej stronie wisi tego samego koloru szafka wypełniona przeróżnymi dokumentami i pomysłami na nowe filmy. Nad nią wiszą obrazy początkujących artystów, głównie przyjaciół Freddie’go. Na parapecie z widokiem na Oak Street leży maleńka, ręcznie szyta poduszka i puchaty kocyk należący do perskiej kotki, Poppy. Zawsze towarzyszyła swojemu panu, gdy ten pracował. Kierując się na piętro można zauważyć wiele fotografii z pokazów mody wiszących na ścianach. Większość wykonana była przez mamę. Pierwsze drzwi na lewo prowadzą do przestronnej garderoby z niezliczoną ilością białych wieszaków, półek, szafek czy szuflad. Na nich można znaleźć ogromne ilości marynarek, spódnic, wyjściowych płaszczy,
sukienek, garniturów, jak i zwykłych T-shirtów i rurek, należących głównie do mnie. Jedną ścianę zajmuje duże, stojące lustro ze złotymi wykończeniami od YSL oraz kosztownie zdobiona, wiktoriańska toaletka. Na niej znajduje się mniejsze lusterko oraz przybory do makijażu. Od pędzelków do twarzy, po szminki od Chanel. Drugie drzwi prowadzą do mojej sypialni. Pokój jest średnich rozmiarów i niczym nie wyróżnia się od pokoi reszty nastolatek. No, może pomijając fakt, że jest to sypialnia na dziewięćdziesiątym piętrze w samym centrum Chicago z widokiem na Oak Street. Naprzeciw szerokiego, dwuosobowego łóżka Arne Jacobsena z białymi obiciami, na którym zawsze znajduje się MacBook Air i iPhone, wisiała półka sięgająca sufitu z zapierającym dech w piersiach kolekcją butów od najsławniejszych projektantów, za które każda trendsetterka dałaby się zabić. Po obu stronach łóżka stoją stoliki nocne ze złotymi lampkami Versace. Nad nimi wisi obraz przedstawiający kadr Oslo. Na puchowym, białym dywanie porozrzucane są ubrania, buty bez pary, bielizna, szkolne książki i wiele innych niezidentyfikowanych przeze mnie przedmiotów. Nie przeszkadza mi ten bałagan, gdyż nie spędzam tu zbyt wiele czasu, ale najwidoczniej farbowanej na miedziany kolor włosów kobiecie to
przeszkadzało, gdyż próbowała jakoś to posprzątać. Zapomniałam o tym, że dzisiaj przyjść miała sprzątaczka, którą zatrudniliśmy. Jenny, której pokazałam prawie cały dom, nie mogła uwierzyć w to wszystko. Co chwilę powtarzała „Jak tu wspaniale” i „Jakie to wspaniałe”. Nawet teraz powtarzała cały czas słowo „Wspaniałe są te buty”. W ręce miała właśnie jeden niebieski but, który miał może piętnastocentymetrowy obcas.
-Nie musi tutaj pani sprzątać- zwróciłam się do kobiety. Ona najwidoczniej wcześniej nie zwróciła na nas uwagi, gdyż dopiero teraz zauważyła mnie i Jennifer.
-Panienka to zapewne Lourdes Martinez. Pani Charlotte i pan Freddy dużo mi o tobie opowiadali. Jestem Margarette Bloom- powiedziała wycierając ręce w ścierkę. Uścisnęłam jej wilgotną, zapewne od przeróżnych płynów dłoń i odpowiedziałam:
-Miło panią poznać. Ale nie musi pani tu sprzątać. Poproszę panią o to, jeśli będzie taka potrzeba. A teraz dziękuję.
-Dzień dobry. Jestem Jennifer Malik, wspaniale panią poznać- wtrąciła się blondynka ściskając dłoń mojej sprzątaczki. Kobieta dziwnie spojrzała na nią i już po chwili opuszczała mój pokój. Gdy drzwi zamknęły się J dziwnie się na nie spojrzała i po chwili z uśmiechem na ustach powiedziała:
-Dziwna kobieta, ale to nie ważne. Dlaczego mieszkasz w tak wspaniałym domu jak ten?- spytała, siadając w delikatny sposób na moje łóżko. Wyglądało to tak jakby bała się, że zrobi mu krzywdę. Mam jednak nadzieję, że to łóżko wiele wytrzyma.
-Spytaj moich rodziców- odpowiedziałam przy tym wyobrażając sobie pierwsze spotkanie mojej mamy, ojczyma i Jenny. Zapewne zdziwiliby się, jakby zobaczyli blondynkę. Zazwyczaj przyjaźnię się z osobami o poglądach innych niż Jennifer. Zapewne nie zrozumieliby jej. Mało kto wie o co jej tak naprawdę chodzi. Ciągły uśmiech i wspominanie co chwilę słowa „wspaniale” niektórych przyciąga, a innych odstrasza. Myślę, że moi rodzice chyba by się przestraszyli. Kiedy siedziałyśmy z Jenny na moim łóżku i rozmawiałyśmy o normalnych rzeczach postanowiłam nieco zmienić temat.
-Dlaczego przyjaźnisz się z Eleanor?- spytałam, a moja koleżanka przez chwilę wahała się nad odpowiedzią. W końcu rzekła:
-To jest dziwna sytuacja. Eleanor zaczęła się z nami przyjaźnić, gdy przeniosła się z publicznej szkoły. Jakieś dziewczyny ją pobiły. To dlatego ma małą bliznę koło ust- dodała wskazując palcem na swoje usta.- Musisz się przyjrzeć jak nie widziałaś. El zagadała do mnie i Danielle i tak jakoś zaczęłyśmy się zadawać. Z czasem nasza przyjaźń zaczęła się pogłębiać, a ona wstąpiła do naszej paczki.
-Dlaczego wykorzystywanie i pomiatanie kimś nazywasz przyjaźnią?- spytałam przypominając sobie o tym jak Jenny opowiadała mi o kilku sytuacjach, które wydarzyły się w ich paczce.
-Bo… Nie wiem- zaczęła się jąkać. W tym samym czasie usłyszałam, że ktoś woła mnie z pierwszego piętra. Rozpoznałam, że jest to głos mojego ojczyma.
-Musimy na chwilę zejść do mojego ojca.
Po tych słowach wstałam z łóżka, a Jenny zrobiła to samo. Zeszłyśmy po schodach i już po chwili zauważyłam wysokiego, brązowowłosego mężczyznę, który na rękach trzymał  swoją ulubienicę, czyli Poppy. Gdy tylko do niego podeszłam położył na ziemię kotkę i objął mnie. Z ojczymem i mamą mam bardzo dobre kontakty. Czasami są surowi, ale traktujemy się jak przyjaciele. Jesteśmy sobie bliscy i sądzę, że rzadko zdarzają się takie rodziny, które dogadują się tak łatwo jak my.
-A kim jest twoja koleżanka?- spytał się mnie, spoglądając przez moje ramię na Jenny. Blondynka podeszła do niego i wyciągając dłoń w jego kierunku rzekła:
-Jestem Jennifer Malik, miło pana poznać panie…
-Freddy Martinez. Ciebie też miło poznać Jennifer- powiedział ściskając jej delikatną i chudą dłoń.
-Po prostu Jenny- dodała miło uśmiechając się do mojego ojczyma. Freddy odwzajemnił jej uśmiech.
-Dobrze Jenny. A może ugotuję wam lasagne?
Uwielbiam lasagne. Zwłaszcza, że przygotowywana jest przez mojego ojczyma. Jest świetnym kucharzem, jak już wcześniej wspominałam. Pytająco spojrzałam na Jenny, która tylko odpowiedziała.
-To wspaniała propozycja panie Martinez, ale niestety muszę już iść.
Po tych słowach podeszłam do niej i chcąc zachować się kulturalnie, tak jak próbował wychować mnie Freddy spytałam:
-A może cię podwiozę?
-Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. Wspaniale było pana poznać. Do zobaczenia Lola- po tych słowach ruszyła w kierunku drzwi i jak niby nigdy nic opuściła mój apartament. Podeszłam do ojczyma, który przyglądał się temu co mamy w lodówce i powiedziałam:
-Jeśli twoja propozycja jest wciąż aktualna to z chęcią zjem lasagne.
Mąż mojej mamy zaczął wyciągać z lodówki i szafek potrzebne rzeczy i zaczął przyrządzać dla nas obiad. Przy tym ze sobą rozmawialiśmy o tym co robił w pracy, nad czym teraz pracuje i gdzie jest Charlotte. W pewnym momencie Freddy zmienił jednak temat.
-Jenny jest specyficzną osobą. Zwykle z takimi się nie kolegujesz.
-Czasy się zmieniają- odpowiedziałam siedząc na blacie i wymachując bezsensownie nogami.
-Czyli mam rozumieć, że szalona i nieodpowiedzialna Lola zmieni się na grzeczną i poukładaną dziewczynkę?- spytał z drwiną, którą chciał w jakiś sposób ukryć.
-Hahaha bardzo śmieszne- skomentowałam na co Freddy zareagował napadem śmiechu. Ja także zaczęłam się śmiać na głos. Lubię spędzać czas z moim ojczymem, który jest dla mnie wsparciem. Potrafi sprawić, że nawet w najgorszym momencie mój humor poprawia się. W kuchni pojawiła się Poppy, którą wzięłam na racę.
-I widzisz Poppy z kim ty mieszkasz?- zapytałam się jej, na co z Freddy’m ponownie zareagowaliśmy śmiechem.


I jest rozdział. Jak obiecałam w piątek. Piszę codziennie wieczorami małe fragmenty rozdziałów ale wierzcie mi, że dzisiaj siedziałam od godziny 17 do godziny 21 dopisując różne rzeczy. To nie jest łatwe pisać tak rozbudowane rozdziały zwłaszcza, że mam jeszcze milion rzeczy na głowie. Postaram się dodać rozdział w niedzielę, ale nic nie obiecuję. Dziękujemy za tyle wejść i jeśli możecie wspominajcie o naszym blogu. Mam nadzieję, że wam się podoba :) I jeśli macie pytania do bohaterek to zadawajcie, z chęcią na nie odpowiemy. 

9/22/2012

1 rozdział


Z perspektywy Jenny w tle
-Zayn, a tak mogę iść?!- krzyknęłam, gdy po raz kolejny wpadłam jak szalona do salonu, w którym siedział mój brat. Nasz pokój dzienny jest utrzymany w odcieniach beżu i bieli z mocnymi, różowymi akcentami. Na jasnej, drewnianej podłodze znajduje się beżowy dywan Versace. Dwie duże kanapy ozdobione są ręcznie szytymi poduszkami, które ściągnęła prosto z Indii moja mama. Przed sofami stoi niewielkich rozmiarów nowoczesny stolik do kawy Le Corbusiera z wazonem. W rogu, przy oknie stoją dwa przytulne, białe fotele od YSL. Nad nimi wisi nowoczesna lampa ze złotymi wykończeniami. Na ścianie można zauważyć obrazy, które są namalowane przeze mnie. Nad stolikiem, gdzie zwykle stoi lampka wina i dwa kieliszki znajduje się półka z książkami. Moi i Zayna rodzice uwielbiają sobie urządzać romantyczne wieczory we dwoje. W dodatku robią to przy świecach. Wspaniałe jest to, że mimo trwającego już kilkanaście lat związku oni nadal zachowują się tak romantyczne. Podobno w większości związków partnerzy po ślubie oddalają się od siebie. U nich oczywiście jest inaczej. I to jest wspaniałe.
-Co tym razem masz na sobie?- spytał ze znudzeniem Zayn, który podpierał się na Indyjskich poduszkach.
-Te czarne obcisłe rurki od Juicy Coture pasują idealnie do szarego T-shirtu La Perla oraz dżinsowej kamizelki od Prady. Czarne krótkie conversy są wspaniałym dodatkiem tak samo jak moja skórzana torba na ramię, która wysadzana jest złotymi ćwiekami. Mam ją oczywiście od Frankie B- odpowiedziałam, wskazując dłonią na wymienione przeze mnie ciuchy. Gdy skończyłam szeroko uśmiechnęłam się. On nic nie mówiąc zaczął przecząco kręcić głową.
-A naszyjnik?- spytał, wskazując palcem na ozdobę, która zdobiła moją szyję.
-Co naszyjnik?- zapytałam nie rozumiejąc go. Przy tym dotknęłam dłonią mój dodatek.
-Nie wymieniłaś naszyjnika- powiedział, a ja uświadomiłam sobie wtedy, że właśnie o nim zapomniałam.
-A no tak- odpowiedziałam uśmiechając się.- Mój wspaniały, złoty naszyjnik od Tiffany’ego jest wspaniałą ozdobą mojego stroju- dodałam na co Zayn zareagował śmiechem. Z niechęcią podniósł się z kanapy i rzekł:
-Wspaniale- powiedział naśladując moją wymowę.- A teraz chodź bo Niall i Harry już na nas czekają- dodał łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę wyjścia. Ja jednak nie poddałam się bez walki i wyszarpałam swoją dłoń z jego uścisku.
-Ale jest dobrze? Czy może mam znowu się przebierać?- zapytałam, na co Zayn zareagował uśmiechem.
-Wyglądasz ślicznie, a teraz chodź, bo już czekają- odpowiedział ruszając w stronę wyjścia. Uśmiechnięta od ucha do ucha poszłam w ślady za swoim przyrodnim bratem. Swoje czarne włosy jak zwykle postawione miał do góry. Dzisiejszego dnia Zayn również się wystroił. Ale nie ma się przecież czemu dziwić, gdyż dzisiaj zaczyna się właśnie drugi semestr w naszej wspaniałej Mout Carmel High School. Mój brat ubrany był w biały T-shirt od Tommy’ego Hilfigera, czarne obcisłe rurki Lacoste, białe Air Maxy oraz czarne Ray Bany, które właśnie w tym momencie zsunął na swój nos. Gdy zamknął drzwi na klucz ruszyliśmy w stronę windy. Logiczne jest przecież, że nie będziemy aż z czterdziestego piętra schodzić na minusowe. Zajęcia wychowania fizycznego są wspaniałymi lekcjami i w ogóle, ale sądzę, że taka rozgrzewka nie jest mi aż tak bardzo potrzebna. Myślę, że przebiegnięcie kółka i zrobieniu kilku bezsensownych ćwiczeń jest o wiele przyjemniejszym zajęciem niż schodzenie po schodach. Wsiedliśmy do windy i od razu nacisnęłam guzik z liczbą minus jeden. To właśnie tam znajduje się auto mojego osiemnastoletniego brata. Jego samochód to żółte porsche Carrer lecz Zayn woli po prostu nazywać je Stella. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak dziwnie to wygląda, gdy po długim czasie nie widzenia się on gładzi jej żółty lakier i mówi „Stella kochanie,
tatuś jest już przy tobie”. Tak, to jest ciężkie do zniesienia, ale rodzinie przecież  wybacza się takie rzeczy. Kiedy zjeżdżaliśmy w dół oboje przeglądaliśmy się w lustrze. Swoje długie blond włosy miałam
rozpuszczone. W pierwszy dzień po dwutygodniowej przerwie trzeba się przecież pokazać z jak najlepszej strony. Zwłaszcza, że należę do szkolnej elity. Powiem szczerze, że niezbyt zależy mi na tym by się w niej znajdować, ale zawsze przyjaźniłam się z tymi wspaniałymi i niezastąpionymi ludźmi. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
-Dobrze wyglądasz- powiedział Zayn spoglądając na mnie w lustrze.- Przestań poprawiać te włosy- dodał, gdy ja rozczesywałam palcami swoje końcówki.
-Ja ci nie wypominam tego, że co chwilę poprawiasz swoja wspaniałą grzywkę. Więc proszę cię, wypchaj się- odpowiedziałam złośliwie uśmiechając się do niego.
-Czasem naprawdę jesteś nie do zniesienia- powiedział chcąc mnie przytulić. Zazwyczaj uścisk w takiej sytuacji kończył się tym, że Zayn roztrzepywał moje idealnie ułożone włosy. Dłonią lekko odepchnęłam go przy tym mówiąc:
-Ale wspaniałe jest to, że i tak mnie kochasz- odpowiedziałam na co zareagował wystawieniem języka. Niby taki dorosły, a wciąż zachowuje się jak piętnastoletni chłopiec. Ale to przecież udowodniony fakt, że chłopcy dojrzewają później niż dziewczyny. Widocznie mój brat też się do tego zalicza. Kiedy znaleźliśmy się już na minusowym piętrze, czyli łatwiej mówiąc na parkingu od razu zauważyliśmy średniego wzrostu blondyna oraz wyższego od niego o kilka centymetrów brązowowłosego chłopaka. Od razu rozpoznałam, że jest to Niall oraz Harry, którzy zawzięcie ze sobą rozmawiali. Kiedy tylko do nich podeszliśmy Styles od
razu zaczął w charakterystyczny sposób witać się z Zaynem. Zapewne zdajecie sobie sprawę z tego, jak robią to chłopacy. Jeśli nie, to was oświecę. W mocny sposób ściskają swoje dłonie, a następnie lekko stykają się ramionami. W tym czasie, gdy mój brat witał się z brązowowłosym Niall podszedł do mnie i mnie przytulił. Uwielbiam znajdować się w jego umięśnionych ramionach, które chronią mnie od złego. Jak pewnie się domyślacie jestem zakochana w nim od kilku dobrych lat, jednak on tego nie zauważa. Chyba nikt tego nie zauważył, oprócz mojego brata, który jako jedyny dostrzegł moje zauroczenie.
-Cześć- powiedział gdy znajdowałam się w uścisku Nialla. By spojrzeć na jego twarz musiałam podnieść głowę w górę. Swoje śliczne niebieskie tęczówki zasłonięte miał czarnymi Ray Banami. Ubrany był w czerwony luźny T-shirt od Jack Wills i jasne, obcisłe spodnie od Tommy’ego Hiflingera. Do tego dopasowane miał czerwone Vansy.
-Cześć- odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. Niall zsunął okulary na włosy i swoimi niebieskimi oczami spojrzał na mnie, co spowodowało, że moje serce zaczęło bić milion razy mocniej.  Zdziwiłabym się, gdyby to była moja pierwsza reakcja na takie zachowanie, ale to nic nowego. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
-Mam nadzieję, że przeczytałaś „Hamleta”- spytał szeroko się uśmiechając. Horan jest osobą, która niechętnie czyta książki i która w ogóle nie przepada za uczeniem się. Nie tylko amerykańska młodzież za tym nie przepada. Wydaje mi się, że w każdych państwach dzieciaki wolą siedzieć przed komputerem, iść na piwo, czy spotkać się ze znajomymi tylko po to by uniknąć kilku godzin siedzenia z głową w książkach.
-Oczywiście, że tak. To wspaniała książka- powiedziałam zwracając się do Nialla, gdy ja znajdowałam się już w uścisku Harry’ego.- Cześć- dodałam, gdy Styles wcześniej przywitał się ze mną.
-Widzę nowe auto, Zayn. Szacunek stary- rzekł Harry, zwracając się do mojego brata, który właśnie chytrze  uśmiechał się. Po chwili siedzieliśmy już w Stelli. Wiem, to brzmi dwuznacznie. Ja i Niall musieliśmy siedzieć z tyłu, gdyż brązowowłosy siedział obok Malika. W aucie Zayna pachniało nowością i skórą, z której wykonane były czarne siedzenia. To jest mój pierwszy raz, gdy jadę tym oto samochodem.
-No wiesz, rodzice wreszcie dali mi mój spóźniony prezent urodzinowy- odpowiedział z uśmiechem na ustach. Zayn od wielu tygodni prosił naszych rodziców o kupienie tego pojazdu. W końcu się zgodzili. Dla mnie to był wspaniały pretekst by poprosić o nowego laptopa z Apple. Bo w końcu dlaczego on może dostać coś super drogiego i wspaniałego, a ja nie?
-Stefan was wpuścił?- zapytał mój brat gdy wyjeżdżaliśmy z podziemnego garażu. Stefan jest polakiem, który przyjechał tutaj w celu edukowania się. Niestety żaden collage go nie przyjął, co spowodowało, że zatrudnił się w naszym wieżowcu jako ochroniarz.
-Yhy- odpowiedział mu Niall, który zaraz po tych słowach zwrócił się w moim kierunku.- To opowiesz mi o czym był ten „Homlet”?- zapytał, przekręcając znany chyba na całym świecie wspaniały utwór Williama Szekspira.
-„Hamleta” a nie „Homleta”. Naprawdę nie miałeś czasu nawet by przeczytać krótkie streszczenie?- spytałam spoglądając na niego. W swoim czarnym i lekko poniszczonym plecaku czegoś szukał. Po chwili wyjął z niej książkę, którą mamy omawiać na angielskim i spoglądając na ostatnie kilka stron powiedział:
-Niestety, ale ta książka nie posiada streszczenia.
-Istnieje takie coś jak Internet- rzekłam z sarkazmem, który najwidoczniej Niallowi się nie spodobał, gdyż zrobił urażoną minę.
-Dzięki, że mi pomagasz. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
Po tych słowach odwrócił się w stronę okna i zaczął przyglądając się masie luksusowych butików, do których lubię przychodzić po szkole z Eleanor i Danielle. Na tej ulicy znajdowały się także pięciogwiazdkowe hotele, w których miejsca zarezerwowane były już do 2013 roku. Widząc smutnego Nialla miałam ochotę dotknąć jego dłoni, która trzymał na miękkim fotelu. Jednak powstrzymałam swój gest. Często z Horanem trzymaliśmy się za ręce, ale był to gest czysto przyjacielski, a nie miłosny. A szkoda… Gdy po dwudziestu pięciu minutach dojechaliśmy na szkolny parking Mout Carmel High School od razu zatrzymaliśmy się na naszym stałym miejscu. Od BMW do mercedesa, od Porsche do Ferrari, od Hammera do Priusa- każda marka ma tu swojego reprezentanta. Podjazd był często nazywanym przez tych mniej zamożnych uczniów wystawą. Każdy może tutaj podziwiać twoje wspaniałe auto. A jeżeli czyjś samochód wzbudza duże zainteresowanie to oznacza, że właściciel także. Prościej mówiąc, osoba która chwali się swoim autem chce być zauważona. Co więcej, jeśli ludzie lubili ci się przyglądać to znaczyło tylko jedno. Popularność. W Mout Carmel High School nie trudno ją dostrzec. Świadczą o niej pewnie rzeczy takie jak styl, uroda czy pewność siebie. Tuż za parkingiem na zielonych, równo przystrzyżonych trawnikach stoją duże okrągłe stoły w odcieniach kości słoniowej z ławkami otaczającymi blaty. Tam również szybko można zauważyć podział uczniów, ale o tym może później. Nasze miejsce na parkingu znajdowało się w głównym miejscu, co oznaczało, że to na nas ludzie skupiali swoją uwagę. Obok nowego samochodu Zayna, swoje auto postawione miał Louis, a zaraz obok niego zaparkowany był biało-czarny Mini Cooper Eleanor.
Tomlinson oraz jego dziewczyna opierali się o jej auto całując się. Gdy opuściliśmy samochód i skierowaliśmy się w kierunku zakochanej po uszy pary przeprosiłam Nialla na co on zareagował uściskiem.
-Będzie dobrze. Ważne jest to, że mamy siebie- mówiąc to objął mnie swoim ramieniem. Eleanor, gdy mnie tylko zauważyła odsunęła się od Lou i zaczęła mnie przytulać i całować w policzki.
-Boże, Jenny, jak ja cię dawno nie widziałam. Musimy się wybrać do DKNY. Nowa kolekcja właśnie wyszła na salony- mówiła ożywiona jak zwykle Eleanor. W tym samym czasie Louis witał się z Harry’m, Zaynem i Niallem. Jak zwykle brakowało nam naszej wspaniałej dwójki. Oczywiście na myśli mam Liama i Danielle. To takie wspaniałe i romantyczne, że codziennie rano Payne podjeżdża po brązowowłosą i razem przyjeżdżają do szkoły. Całą grupą zaczęliśmy rozmawiać o minionych dwóch tygodniach, w których to prawie każdy był gdzie indziej. Eleanor i Louis pojechali do Grecji, gdzie razem wypoczywali. Oczywiście El co chwilę wstawiała jakieś aktualizacje na twittera, więc wszyscy wiemy co dokładnie oni tam robili. Nawet teraz ma ustawione ich wspólne zdjęcie
stamtąd. Harry wraz z rodzicami pojechał do Nowego Jorku. Cel? Odpoczynek. Moim skromnym zdaniem sądzę, że w tak ruchliwym i głośnym mieście ciężko jest wypocząć, ale to tylko moje zdanie. Niall na prawie całe dwa tygodnie był w Irlandii co oznaczało, że nasz kontakt utrzymywał się tylko do krótkich rozmów telefonicznych oraz kilku smsów. A ja przez ten okres wolnego czasu spędzałam na zakupach, nauce, rysowaniu i szyciu. Ale jak się okazało, jestem niestety złą krawcową. Zayn czasami towarzyszył mi w moich wyprawach do butików. Jednak po godzinie lub dwóch zaczynał żałować podjętej przez siebie wcześniej decyzji. Naszą dyskusję na temat tych kilku wolnych dni przerwała Eleanor, która wskazując palec na biały kabriolet powiedziała:
-Patrzcie. Skądś kojarzę tą dziewczynę.
Blond włosa dziewczyna, która prowadziła auto miała na sobie okulary przeciwsłoneczne oraz czarny kapelusz z szerokim rondem. Za nią jechał Liam i Danielle. Eleanor wyjęła ze swojej skórzanej brązowej torby przewieszonej przez ramię swojego iPhone’a. Zaczęła wystukiwać coś na ekranie swojego białego telefonu. W tym samym czasie Louis rzekł:
-Ona chyba jest nowa.
-Pewnie tak. Chce zaparkować na miejscu Li i Dan, a przecież każdy wie, że nie można tutaj parkować- odpowiedziałam, a w tym samym czasie na miejscu Payna i Peazer zaparkowała swój biały kabriolet tajemnicza dziewczyna.
-To Lourders Martinez. Córka Charlotte i Freddy’ego Martinez. To stąd ją kojarzę. Ona i jej rodzice są sławni. Miała swój udział w modelingu- rzekła szeptem Eleanor pokazując nam przy tym na swoim telefonie
zdjęcie blondynki, która patrzyła się gdzieś w dal. Można było poznać, że to zdjęcie robione jest przez jakiegoś wspaniałego fotografa. Liam i Danielle, których miejsce zostało zajęte przez Lourdes musieli zaparkować obok niej. Wyszli z samochodu trzymając się za ręce. Payne nie wiedząc o co chodzi zapytał:
-Co się dzieje?
-Właśnie nie wiemy. Musimy z nią porozmawiać- odpowiedział Louis, który ruszył od razu w stronę Martinez, najprawdopodobniej miała tak na nazwisko. Zapewne zauważyła, że w jej stronę zbliża się Lou, gdyż zsunęła z oczu swoje okulary.
-Cześć, zapewne jesteś tu nowa, ale jak każdy powinnaś wiedzieć, że to miejsce jest zarezerwowane dla mnie i moich przyjaciół- rzekł pokazując ręką na naszą całą grupę. Ona tylko lekko wychyliła się i przyjrzała się nam.
-A masz to gdzieś napisane? Bo ja nie widzę żadnej tabliczki „Zarezerwowane dla chuj wie kogo”. Bez obrazy oczywiście- rzekła znowu patrząc na nas. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam ani na sekundę oderwać od niej wzroku. Coś mnie w niej fascynowało i sprawiało, że chciałabym lepiej ją poznać.
-No nie. Wiem, że jesteś nowa, ale sądzę, że powinnaś wiedzieć, że to my tutaj rządzimy i te najlepsze miejsca przypisane są właśnie nam- dodał Lou mając nadzieję, że Lourdes zrozumie. Ona jednak sięgnęła po swoją czarną, skórzaną torbę od Prady i przed opuszczeniem samochodu zwróciła się do Tomlinsona.
-Nie wydaje mi się.
Po tych słowach otworzyła drzwi swojego kabrioletu. Przez to, że Louis stał przy nich, Lourdes uderzyła go co spowodowało, że on się odsunął.
-A tak przy okazji, jestem Lourdes Martinez. Znajomi mówią na mnie Lola- dodała, a podekscytowana Eleanor odpowiedziała:
-Dużo o tobie słyszałam. Oczywiście dobrego. A tak na marginesie, jestem Eleanor Calder- powiedziała wyciągając rękę w stronę Loli. Ona jednak zdziwiona spojrzała na nią i nic nie odpowiadając ruszyła w stronę szkoły, która składa się z dużego otynkowanego gmachu w kształcie litery „U”. Głównym wejściem do środka budynku były schody z dwóch stron. To na ich najwyższych stopniach zwykle przesiadywała elita. Oczywiście na myśli mam naszą grupę. Poręcze marmurowych schodów i tarasu z oknami wychodzącymi na główny korytarz zostały wykonane z kutego żelaza. Lola, która dumnym krokiem wchodziła po schodach nie tylko urodą ale także ubraniem zwracała na siebie uwagę innych uczniów. Ubrana była w koszulkę w panterkę, dżinsowe podwinięte rurki, czarne, wyblakłe conversy za kostkę, złoty naszyjnik, czarny kapelusz, o którym już wcześniej wspomniałam oraz czarną, skórzaną torbę przewieszoną przez ramię.
-Ma charakterek- zwrócił się w naszym kierunku Louis, który ręką masował zapewne obolałe uda. Biedny Tomlinson.
-Dziwisz się? Od najmłodszych lat przeprowadza się co chwila z jednego miejsca na drugie. Nowy Jork, Miami, Los Angeles, Paryż, Londyn, Oslo, Rzym i wiele innych. Na jej miejscu zapewne miałabym dość- odpowiedziała Eleanor, która na palcach wyliczała miejscowości w jakich znajdowała się Lola.
-Skąd ty to wszystko wiesz?- spytał Harry z lekkim żalem w głosie. Styles nigdy nie przepadał za El i oczywiście z wzajemnością. Oboje nigdy tego nie ukrywali. Często dokuczali sobie, co sprawiało, że wszyscy wybuchaliśmy śmiechem. Jednak czasami zdarzała się ostra wymiana zdań co powodowało, że nawet my, jako osoby trzecie baliśmy się o własne życie.
-Obserwuje ją, jej mamę i tatę na twitterze- odpowiedziała pokazując przy tym swój telefon, który ozdobiony był ochronną, różową nakładką.- A teraz trzeba iść na lekcje. Ciekawe co ona teraz ma...- dodała El, która zastanawiała się nad tym jaką lekcję może mieć teraz Lola.
-Mam nadzieję, że nie francuski. Nie chcę jej tam spotkać. Wydaje się być sztuczna- odpowiedział mój brat, któremu najprawdopodobniej do gustu nie przypadła Lourdes. A szkoda, bo ja z wielką chęcią chciałabym się z nią zapoznać.
-A my musimy śpieszyć się na angielski. „Hamlet” przecież się sam nie omówi- powiedział Niall łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w kierunku schodów.
-Wspaniałe jest to, że nie pomyliłeś tytułu książki- rzekłam, gdy wchodziliśmy po schodach. Horan spojrzał na mnie i z uśmiechem na ustach odpowiedział:
-Wiesz przecież, że szybko się uczę. I gdybyś w samochodzie opowiedziała mi co się działo w książce, zapewne napisałbym sprawdzian na piątkę. Niestety teraz szansę na to są marne.
-I przez to mam rozumieć, że to przeze mnie będziesz miał złą ocenę?- spytałam gdy weszliśmy do głównego budynku szkoły, w którym pierwszą rzeczą która rzucała się w oczy był szeroki, przestronny korytarz z wysokim sufitem, marmurowymi podłogami i szafkami w kolorze fuksji, które stały po obu stronach głównego holu. Dziwnym trafem, wszystkie szafki należące do "elity" znajdowały się obok siebie. Zbieg okoliczności, a może hojna zapłata sił wyższych? Z resztą kogo to w ogóle obchodzi. Z Niallem na sekundę zatrzymaliśmy się przy naszych szafkach i wyjęliśmy z nich potrzebne nam na lekcje języka angielskiego rzeczy. Do swojej torby wsadziłam duży notatnik w jedną linię, który na okładce oraz w środku ozdobiony był przeróżnymi napisami i rysunkami. Nic więcej ze sobą nie brałam, gdyż wszystko miałam w torebce.
-Gotowa?- zapytał Niall, a ja potwierdzająco kiwnęłam głową przy tym uśmiechając się. Oboje, ramię w ramię ruszyliśmy w stronę szerokich, granitowych schodów, które prowadziły na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się sale lekcyjne. W zasadzie gabinety w żaden sposób się od siebie nie różniły. Były to szerokie pomieszczenia utrzymane w odcieniach bieli i czerni. Francuskie okiennice wychodziły na parking i boiska. Czarne oraz połyskliwe blaty stały przy wysokich stołkach obitych skórą. Oczywiście w sali lekcyjnej nie mogło zabraknąć kredowej tablicy, biurka nauczyciela i jakiś pojedynczych przedmiotów, w zależności od wykładanego w gabinecie przedmiotu. Na przykład w sali od angielskiego można było spotkać przeróżne tablice z krótką charakterystyką danej epoki literackiej, czy z zasadami ortograficznymi. Znajdowała się tam też mała biblioteczka, w której można było znaleźć po jednym egzemplarzu jakiś książek. Głównie korzystał z tego nasz nauczyciel, pan Radomsky. Jak wskazuje jego nazwisko jest polakiem, ale nigdy nie był w swoim ojczystym kraju, gdyż od narodzin mieszka tutaj w Chicago. Z Niallem od razu usiedliśmy w dwuosobowej ławce na samym końcu sali. Od zawsze to było nasze miejsce. Inni uczniowie tak samo jak my czekali na pojawienie się pana Roberta, który z pewnością spóźnia się tylko dlatego, że flirtuje z moją nauczycielką od wychowania fizycznego panią Elisabeth Olson. Zawsze mieli się ku sobie, ale niestety oboje wstydzą się zaprosić siebie na randkę. Przykre, ale niestety często coś takiego w życiu się pojawia. Przykładem mogę być ja i Niall.
-Dzień dobry uczniowie- powiedział pan Radomsky, który z roztrzepanymi brązowymi włosami i niezbyt starannie włożoną koszulą w spodnie wszedł do klasy. Nikt z nas nic nie odpowiedział, a on siadł przy swoim biurku i rzekł:
-Dzisiaj miał być sprawdzian z „Hamleta” Williama Szekspira, ale domyślam się, że większość z was była tak leniwa, że nawet do niej nie zajrzała. Odpuszczę wam to.
Niall głęboko odetchnął i uśmiechnął się, gdy dowiedział się, że jednak nie będzie sprawdzianu. Jego rodzice są surowi co do ocen, ale i tak uważam, że są wspaniałymi osobami, które dbają o swojego wspaniałego syna.
-„Hamlet” Williama Szekspira zastał napisany na przełomie szesnastego i siedemnastego wieku- zaczął mówić nauczyciel języka angielskiego. Wraz z Horanem mieliśmy przed sobą położone książki i ze znudzeniem patrzyliśmy w stronę pana Radomskiego, który zawzięcie opowiadał o wydarzeniach, które pojawiły się w książce. Kątem oka dostrzegłam, że ręka moja i Nialla znajdowały się obok siebie. Mogłabym przesunąć ją kilka centymetrów i trzymałabym za dłoń farbowanego blondyna. Jednak wiem, że nie powinnam. Mojemu bratu zbytnio by się to nie podobało...
*lunch*
Jak już wcześniej wspominałam, za parkingiem na zielonych, równo przystrzyżonych trawnikach stoją duże, okrągłe stoły w odcieniach kości słoniowej z ławkami otaczającymi blaty. W tym miejscu również w szybki sposób można zauważyć podział uczniów. Pod trzema starymi wierzbami siadała szkolna elita. Czyli my. To
miejsce znajdowało się w cieniu oraz z dala od wszystkich, by spokojnie i miło zjeść lunch rozkoszując się przy tym przyjemnym wietrzykiem i chłodem. Na zachód, niedaleko boiska do lacrosse’a i rugby zwykle przesiadywali pakerzy ze swoimi opalonymi na czarno panienkami. Plastiki i osiłki, bo tak zazwyczaj ich nazywaliśmy, lubią przecież słońce i pokazówkę. Wszystkie dziewczyny nosiły dopasowane i przykrótkie ciuchy, które błyszczały i połyskiwały. Obowiązywała tam też jedna zasada: jeśli nie potrafisz dobrać koloru tipsów do szpilek- siedzisz gdzie indziej. Elita i lansarze, siedzieli po przeciwległych końcach, gdyż każdy wie, że nienawidzimy się z całego serca. Pakerzy szydzą z bogaczy, mówiąc, że to „wymalowane od góry do dołu pedałki, liżące dupy swoim dziewuszkom, które nie rozstają się ze swoimi telefonami”. Natomiast my śmiejemy się głośno z tipsiarek i ich gogusiów nazywając ich „gimbusami z IQ poniżej pięciu, nie rozstającymi się z samoopalaczem i sterydami”. Stoły oddzielające te dwa różne światy zajmowała tak zwana „szara strefa”. Blisko śmierdzących śmietników i nauczycieli siedzieli po prostu niczym nie wyróżniający się uczniowie. Oni jednak także podzieleni byli na grupki. Można było tam spotkać chemików, metali, grupkę emo i gotów, napalonych fanów życia eko, szkolnych kawalarzy, fanatyków teatru i muzyki oraz wiele innych. Kilka kroków dalej za kompleksem boisk stał mały budynek z czerwonej cegły, który służył za salę kinową, w której odbywały się lekcji z historii kina francuskiego. Ale o tym wspomnę może kiedy indziej. Jeśli oczywiście nie wyleci mi to z głowy. Jak zwykle siedzieliśmy na swoich miejscach i przyglądaliśmy się uczniom. W pewnym momencie zauważyłam Nicka Ryana, z którym miałam mieć zaraz lekcję geografii.
-Cześć Jenny- powiedział do mnie, gdy przechodził obok naszego stolika. Mój kolega, który jest blondynem z mocno brązowymi oczami nie należał do żadnej grupy. Grał w rugby i wydawać się powinno, że będzie siedział z osiłkami i tipsiarami, ale tak samo jak Harry, który jest liderem naszej szkolnej drużyny nie przepada za tymi osobami. Nick siedział z osobami, które tak samo jak on nie pospolitowały się zbytnio z ludźmi.
-Cześć- odpowiedziałam uśmiechając się i machając mu ręką.
-Nienawidzę lacrosse- powiedziała Eleanor, która dopiero teraz przebrała się ze stroju, w którym ćwiczyła na wfie.
-Dlaczego? Lacrosse to przecież przyjemna zespołowa gra sportowa, która jest pochodzenia indiańskiego. Czy wiecie, że zasady ustalono w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku w Kanadzie? I to właśnie tam uznano ją za sport narodowy. Rozgrywa się ja na tra…- mówił Liam, który siedział obok swojej dziewczyny Danielle. Peazer jest osobą zawsze uśmiechniętą i prawie wiecznie milczącą. Liam za to często w mądry sposób o czymś nam opowiada. Eleanor niezbyt za tym przepada.
-Skończ proszę- przerwała Paynowi.- Widziałyście jak Lourdes się zachowywała na lekcji? Tylko stała i każdemu się przyglądała. Żałuję, że wzięłam ją do drużyny- dodała zwracając się głównie do mnie i Danielle.
-Miałem z nią francuski i cały czas robiła coś w swoim telefonie. Pisała najprawdopodobniej smsy lub aktualizowała twittera. Jest gorsza niż Eleanor- stwierdził Zayn, na co Harry zareagował śmiechem. El chyba się to nie spodobało, gdyż spojrzała na niego wściekłym wzrokiem.
-Na biologii pani Smith posadziła ją w mojej ławce. Przedstawiłem jej się, ale ona w ogóle na to nie zareagowała. Przez lekcję bazgrała coś w swoim notatniku. Widocznie jej się tu nie podoba- powiedział Harry przyglądając się nam wszystkim.
-Ja mam z Lolą matematykę. Przez całą lekcję słowem się do siebie nie odezwałyśmy.
Powiedziałam przypominając sobie ten straszny moment. Przy niej czułam się niezręcznie.
-Świetnie, czyli wy wszyscy macie lekcję z nią, a ja muszę dzielić klasy z jakimiś kretynami, których najniższa średnia wynosiła 5.4- powiedziała zdenerwowana Eleanor. Nadal coś mówiła jednak ja jej nie słuchałam, gdyż w tłumie uczniów szukałam właśnie Loli. Siedziała sama przy stole i jadła jabłko. Pewnie dbała o swoją linię, bo przecież jako modelka musi być chuda. W ręku trzymała swojego iPhone’a i zawzięcie coś na nim robiła.
-Może ją tu zaproszę. Siedzi sama- powiedziałam w niegrzeczny sposób przerywając Calder, która ze wściekłością w głosie opowiadała o swojej lekcji chemii, na których ma samych geniuszów i żadnych normalnych osób. Wszyscy spojrzeli w kierunku Martinez, która najprawdopodobniej to zauważyła, gdyż podniosła wzrok i zaczęła się nam przyglądać.
-Nie. Nigdzie nie idziesz- stwierdził mocnym i surowym głosem Zayn.- Ona powinna siedzieć z osiłkami i tipsiarami, a nie z nami. Widać, że jest plastikiem- dodał Zayn, który przyglądał się Loli.
-Ja jestem na tak. Jenny, idź po nią i przyprowadź ją tu- powiedziała El, która namawiała mnie do podejścia do blondynki. Spojrzałam na swojego brata, który widząc w moich oczach zauważył, że zależy mi na tym.
-Dobra, idź- odpowiedział, a ja z szerokim uśmiechem na ustach opuściłam nasz stolik i ruszyłam w kierunku Loli. Wszyscy ustępowali mi drogę. Wiedzieli, że jeśli stanie mi się krzywda to mój nadopiekuńczy brat i nasi przyjaciele nie będą zadowoleni. Gniew osób z elity oznacza, że masz skończone życie towarzyskie w tej szkole. Martinez najprawdopodobniej zauważyła, że zbliżam się w jej kierunku, gdyż spojrzała na mnie i odłożyła swój telefon na stół. Usiadłam obok niej i wyciągając w jej stronę rękę powiedziałam.
-Cześć. Jestem Jennifer Malik.
Miałam nadzieję, że uściśnie moją dłoń, jednak ona tylko odpowiedziała.
-Lourdes Martinez. Ale to zapewne już wiesz.
Po jej przedstawieniu się i nie uściśnięciu mojej ręki, speszona zabrałam dłoń i udając, że wszystko jest dobrze rzekłam:
-Tak, dużo o tobie słyszałam. Może chciałabyś siąść ze mną i z moimi przyjaciółmi?- zaproponowałam, a ona lekko wychyliła szyję i spojrzała na mojego brata i naszych znajomych.
-Z twoimi przyjaciółmi? Kogo masz na myśli? Tą rozpuszczoną brązowowłosą czy własnego brata?- spytała spoglądając na mnie. Jej wzrok spowodował, że szybko spojrzałam w innym kierunku.
-Mam namyśli ich wszystkich. Nialla, Louisa, Harry’ego, Danielle, Liama, Eleanor i Zayna- odpowiedziałam, na co Lola zareagowała zmarszczeniem brwi.
-Przepraszam, ale się śpieszę. Do zobaczenia później.
Po tych słowach wzięła swoją torebkę i telefon zostawiła mnie. Przez chwilę przyglądałam się jak odchodzi i z klasą idzie w kierunku budynku, w którym odbywają się zajęcia z historii kina francuskiego. Najprawdopodobniej na te zajęcia będzie chodziła z Zaynem, Harry’m, Louisem i Eleanor. Calder wreszcie doczeka się lekcji z nią.
-Jenny- powiedział nagle Niall, który dotknął mojego ramienia. Lekko przestraszona podskoczyłam oraz odwróciłam się w jego kierunku. W ręce trzymał moją torebkę, którą mi podał.
-Musisz iść na geografię. Zaraz zacznie się lekcja- dodał, gdy ja wstałam od stolika. Spojrzałam na niego i miło uśmiechnęłam się.
-Idziemy po szkole do Starbucksa?- zapytałam z nadzieją w głosie. Chciałam spędzić z nim choć trochę czasu sam na sam. Ogólnie to często się spotykamy. Jednak dla Nialla wciąż jestem tylko przyjaciółką.
-Pewnie- odpowiedział.- Będę czekał przed budynkiem na ciebie.
-Wspaniale- stwierdziłam szeroko uśmiechając się do niego. Na jego twarzy także pojawił się uśmiech- To jesteśmy umówieni.
Przed rozejściem się w kierunku gabinetów Horan uścisnął mnie. Pachniał dezodorantem oraz mydłem, gdyż dopiero co był po zajęciach sportowych. Następnie przez chwilę szliśmy jeszcze obok siebie, ale gdy znaleźliśmy się już wewnątrz budynku ruszyliśmy do osobnych gabinetów. Niall miał teraz historię z Liamem i Danielle. Gdy weszłam do gabinetu geograficznego, w którym powieszone były przeróżne mapy oraz w rogu ławek postawione były małe globusy, z których powinniśmy korzystać w celach edukacyjnych. Jednak większość z nas bawiła się nimi w czasie nudnych przemówień pana Edwarda Collinsa, który był siwym staruszkiem ledwo widzącym na oczy. Na tej lekcji siedziałam z Nickiem, któremu czasem udzielałam korepetycji. Oczywiście nie brałam za to pieniędzy. Robiłam to dla przyjemności.
-Cześć- powiedziałam do niego, przelotnie przytulając go.
-Hej- odpowiedział słodko uśmiechając się.- Jak tam minęły ci te dwa tygodnie wolnego?- spytał, gdy ja na ławkę wykładałam potrzebne mi książki oraz notatnik, który tak samo jak zeszyt od angielskiego przyozdobiony był różnymi rysunkami i napisami.
-Wolno- powiedziałam. Zapewne spowodowane było to nudą, ale być może też tęsknotą.- A ty co robiłeś?
-Rodzice wysłali mnie na tygodniowy wyjazd do Nowego Jorku. Tam szkoliłem swoje techniki gry w rugby na jakimś dennym obozie. Drugi tydzień się nudziłem- odpowiedział szeptem. Nie chcieliśmy być przyłapani na rozmowie, zwłaszcza, że ten nauczyciel daje surowe kary. Nie mam zamiaru zostawać godzinę dłużej. Nie dzisiaj, kiedy umówiłam się na spacer z Niallem.
-Trzeba było napisać lub zadzwonić. Moglibyśmy się spotkać- zaproponowałam. Zauważyłam w oczach Nicka radość, której nikt nie był w stanie opisać.
-To może dzisiaj się spotkamy?- spytał, a ja lekko zmarszczyłam brwi. Naprawdę chciałabym się z nim spotkać, ale niestety dzisiejszego dnia nie miałam możliwości. Za bardzo zależy mi na spotkaniu z Niallem.
-Dzisiaj?- zapytałam, a on potwierdzająco kiwnął głową.- Dzisiaj nie mogę. Jestem już umówiona. Ale innym razem na pewno- dodałam wyjmując jeszcze z torebki swojego białego iPhone’a. Musiałam przecież poinformować swojego brata o tym, że ja i Niall z nim nie wracamy.  „Idę po szkole z Niallem do
starbucksa, wracaj sam z Harry’m”. Napisałam do niego ukrywając swój telefon za książką, którą udawałam, że czytam. Po chwili otrzymałam odpowiedź „Spoko. Tylko uważaj na siebie”. Zayn jest nadopiekuńczym bratem, który na każdym kroku chce mnie kontrolować. Gdy byliśmy młodsi zawsze byłam pod jego wpływem i robiłam to o co mnie prosił. Jednak im starsi się robiliśmy tym ja stawałam się samodzielniejsza. Lecz nadal zdarzają się sytuacje, w których on poucza mnie lub mówi mi czego mi nie wolno lub wolno. Czasem go posłucham, ale w niektórych sytuacjach twardo trzymam się przy swoim. Nawet nie zauważyłam kiedy minęła lekcja. Spakowałam pośpiesznie swoje rzeczy i żegnając się z Nickiem opuściłam gabinet. Przed wyjściem ze szkolnego budynku podeszłam jeszcze do swojej szafki. Z torby wyjęłam niepotrzebne książki oraz spakowałam kilka rzeczy, które na pewno przydadzą mi się w domu. Można powiedzieć, że jak oparzona wyszłam ze szkoły. Na najwyższym stopniu siedział Niall, który przyglądał się innym uczniom, którzy tak samo jak my opuszczali budynek. Chcąc odpłacić mu się za wystraszenie mnie godzinę temu, dotknęłam go rękami i krzyknęłam:
-Bu!
Niall jednak nie wystraszył się, tylko zaczął się śmiać. Z uśmiechem na ustach wstał ze stopnia i odwrócił się w moim kierunku.
-Miałeś się przestraszyć- powiedziałam na co on objął mnie i razem zaczęliśmy schodzić ze schodów.
-Twoje chichotanie słychać już było jak wychodziłaś ze schodów. Pamiętaj, że jeśli chcesz kogoś przestraszyć to musisz być cicho- stwierdził ciągle spoglądając na mnie i słodko uśmiechając się. W tym momencie mój puls i bicie serca były za mocne. Wydaje mi się, że jest to nadciśnienie, ale co do tego nie jestem pewna. Nie jestem jakimś orłem z biologii.
-Wspaniale. Czyli widzę, że to mi nie wychodzi- odpowiedziałam, udając przy tym smutek.
-Nie martw się Jens. W ramach przeprosin postawię ci w Starbucksie waniliowe Latte- powiedział, gdy kierowaliśmy się w kierunku kawiarni. Na szczęście nie mieliśmy daleko do lubianego przez nas miejsca, gdyż znajdowało się ono może dziesięć minut od szkoły. W Chicago wiele jest kawiarni Starbucks, więc obojętnie gdzie jesteś masz bliski dostęp do napojów z tej firmy.
-Następnym razem to ja ci ją kupię. Obiecuję- powiedziałam i nawet nie wiem dlaczego zaczęłam się śmiać wraz z Niallem. Gdy w końcu nasz napad śmiechu uspokoił się Horan rzekł:
-I jak tam z Nickiem?
Zdziwiona spojrzałam na niego i spytałam:
-Co masz na myśli?
-Nie, nic- odpowiedział, a ja zaczynałam się denerwować. Nie lubię nie wyjaśnionych sytuacji. Dlaczego ludzie lubią wszystko owijać w bawełnę? Nie mogli by prosto w twarz powiedzieć co i jak? Nie kontynuowaliśmy rozmowy na ten temat, gdyż znaleźliśmy się już w lokalu. Blondyn jak zwykle poszedł zamówić nasze napoje, a ja usiadłam przy okrągłym, brązowym stoliku. Lokal utrzymany jest ogólnie w odcieniach brązu, bieli i czerni. Na długiej ścianie, która jest w kolorze jasnego brązu przywieszone są duże, zielone litery, które układają się w napis „Starbucks”. Na samym środku znajduje się kasa oraz gablotka, w której są jakieś ciasta i inne duperele. Podłoga przyozdobiona jest czarnym dywanem, który ma małe fragmenty bieli. Czekałam na Nialla, siedząc w wygodnym, brązowym, skórzanym fotelu. Z powodu tego, że się nudziłam wyjęłam z torebki swojego iPhone’a i zauważyłam, że ktoś oznaczył mnie na poście na twitterze. Wcisnęłam na ikonkę i zobaczyłam, że to mój brat wstawił moje zdjęcie z dzieciństwa. „boże jakie śliczne zdjęcia @jennyfermalik” napisał. Szybko wystukałam odpowiedź: „dzięki @zaynmalik. lubisz
ośmieszać ludzi”. Niall, który właśnie pojawił się z dwoma kawami w ręku zapytał:
-Czemu uśmiechasz się tak do tego ekranu?
-Bo Zayn lubi mnie ośmieszać- powiedziałam pokazując mu zdjęcie, które wstawił mój brat. Horan także zaczął się śmiać.
-Dzięki. Nawet ty jesteś przeciwko mnie- dodałam, ze smutkiem w głosie.
-Nie martw się. Obojętnie czy jesteś mała czy duża i tak zawsze będziesz śliczna.
Lekko zawstydzona prychnęłam pod nosem i zaczęłam pić kawę, którą przyniósł mi mój najlepszy przyjaciel.


i jest pierwszy długi rozdział. wiem, że nic takiego się nie dzieje, ale wiecie na początku trzeba wprowadzić w to co się będzie dziać i w ogóle. nie wiem kiedy pojawi się następny, ale mam nadzieję, że w tygodniu. jeśli nie to pewnie w piątek. mam nadzieję, że będziecie komentować i, że kilka osób zmieni swoje zdanie na temat tego opowiadania, gdyż jak widzę niektórym nie przypadło ono do gustu :( no ale na szczęście innym się podoba. zachęcam do komentowania oraz obserwowania. jenny ♥